Trasa wiodła z Sasina przez Choczewo, Wierzchucino, Żarnowiec, Krokową do Karwi by przez Jastrzębią Górę, Władysławowo, półwysep helski dojechać do Helu. Planowaliśmy stamtąd drogą morską przepłynąć do Gdyni by z niej z kolei przedostać rowerami do Gdańska na rezerwowany tam wcześniej nocleg.
Jedna droga pokonana przez dwie oddzielne grupy, więc i wrażenia różne. Jedni zatrzymali się w Żarnowcu by podziwiać tamtejszy klasztor Cystersów ufundowany przez opactwo cystersów w Oliwie, które w 1215 roku otrzymało z nadania książęcego wieś Żarnowiec. Dziś włada nim konwent benedyktynek, repatriowany w 1946 roku z Wilna. Siostry odbudowały i odremontowały ze zniszczeń wojennych klasztor przywracając jego dawną rangę, jako znaczącego ośrodka kulturalnego i naukowego na Pomorzu Gdańskim.
Druga grupa natomiast zatrzymała się w Krokowej w kompleksie pałacowo parkowym, w którym ma swoją siedzibę muzeum, w którym można zapoznać się ze sztuką i historią regionu prezentowanych w postaci zbiorów etnograficznych, obejrzeć wystawy pamiątek rodzinnych po dawnej rodzinie właścicieli zamku, a także czasowe wystawy historyczne i artystyczne. Wystawy tu prezentowane w dużej mierze ilustrują skomplikowany los Kaszubów, Polaków i Niemców, które składają się na obraz burzliwych dziejów Północnych Kaszub. Sam pałac wykorzystywany jest też na działalność restauracyjno hotelarską.
Z Krokowej kierujemy się w stronę wybrzeża i przez Karwię docieramy do Jastrzębiej Góry. „Ranne ptaszki” ruszyły rzucić okiem na plażę i klif, dość charakterystyczny w tym regionie, „pościgowcy” w tym miejscu pożegnali koeżankę Jolę, która zakończyła już rajd z nami i udała się „drogą żelazną” do Konina.
W Rozewiu, kolejnej mijanej przez nas miejscowości znajduje się latarnia morska, więc i tu należało wstąpić po kolekcjonerski stempel w książeczce turysty. Potem było już Władysławowo i ponad 30 kilometrowa droga przez półwysep Helski.
Z myślą o rowerzystach przez całą długość półwyspu wybudowano drogę rowerową, która miejscami przekształca się drogę pieszo rowerową. Jest to wielkie utrudnienie dla rowerzystów, bo piesi zachowują się na tych drogach wysoce nieodpowiedzialnie, nie reagując na sygnały dźwiękowe stwarzają niebezpieczne sytuacje dla siebie i rowerzystów.
Drogą tą przejeżdżaliśmy przez miejscowości, których nazwy tak popularne i znane, że wytworzyły w nas poczucie radości i dumy w momencie ujrzenia ich nazwy na tablicy na ich rogatkach – „ja też tam byłem”. Chałupy skojarzyły się z „welcome to”, Jurata przywodziła myśl o rezydencji prezydenckiej, Jastarnia często wymieniana w mediach, no i Hel zwieńczający półwysep, od którego wzięła się nazwa mierzei helskiej.
W okolicach Chałup na wodach zatoki surfowała spora grupa windsurferów, a tłumacząc na język polski, na deskach z żaglem pływała... Przejeżdżając przez Jastarnię zatrzymaliśmy się na krótką chwilę obok usytuowanego przy drodze lotniska, z którego startują samoloty z turystami na pokładzie do lotów wycieczkowych nad półwyspem jak i też Trójmiastem.
Na Helu w Helu grupy „wcześniaków i opóźnionych” wreszcie się łączą. Zwiedzamy miejscowość i fokarium. Oczywiście spragnieni wilgoci nie zapominają o rytualnej już kąpieli tym razem w Zatoce Gdańskiej. Po tym akcie udajemy się na spóźniony już nieco obiad.
O 18 wjeżdżamy do helskiego portu by zamustrować się na statek mający nas dostarczyć do Gdyni. Specjalnie dla załadunku naszych rowerów wyciągnięty został trap z rufowej części statku i nasze rowery po nim z wydatną pomocą obsługi dostają się na pokład. Statek, katamaran o nazwie „ONYX” odbija o 18:30 by w około godzinę później przybić do nabrzeża w porcie Gdyńskim.
Było już późno i szybko nadchodził zmierzch, a czekała nas jeszcze droga do Gdańska. Początkowo trochę błądzimy, ale podjeżdża do nas młody, zaciekawiony, „tutejszy” rowerzysta i od słowa do słowa oferuje się pomocą by poprowadzić na do miejsca, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Byliśmy mu niesamowicie wdzięczni, gdy już o zmroku dotarliśmy na miejsce.
Po zakwaterowaniu i rozlokowaniu po męczącym pełnym wrażeń i przygód dniu, pokonaniu ponad 120 kilometrów, udaliśmy się na zasłużony nocny odpoczynek.
Pokaż Bałtyk 2010 dzień 7 na większej mapie