Spis treści
- Opole Poczdam Opole 201207
- I dzień 9.07.2012 poniedziałek
- II dzień 10.07.2012 wtorek
- III dzień 11.07.2012 środa
- IV dzień 12.07.2012 czwartek
- V dzień 13.07.2012 piątek
- VI dzień 14.07.2012 sobota
- VII dzień niedziela 15.07.2012
- VIII dzień poniedziałek 16.07.2012
- IX dzień wtorek 17.07.2012
- X dzień środa 18.07.2012
- XI dzień czwartek 19.07.2012
- XII dzień piątek 20.07.2012
- Niemiecka relacja - wiersz :)
- Wszystkie strony
Wyruszyliśmy w czwórkę o 6 53 pociągiem z Opola do Wrocławia. Nie obyło się oczywiście bez niespodzianek - Czesiu największy spóźnialski – był na dworcu pierwszy, ale Jacek jak zwykle ostatni na 5 min. przed odjazdem pociągu. Naszą trasę zaczęliśmy od zwiedzania świeżo wyremontowanego dworca we Wrocławiu- naprawdę imponujący. Potem najwyższy punkt w tym mieście – Centrum handlowe Sky Tower i pomnik z zegarem nawiązujący do obrazu Salvadora Dali. Dalej ścieżkami rowerowymi, których wrocławianom możemy pozazdrościć, wydostaliśmy się przy pomocy Jackowego GPS-u z Wrocławia na trasę. Oczywiście zaliczyliśmy trochę bruku i błota, jedną zmyłkę – bo to norma jak Jacek wraz ze swoim ustrojstwem prowadzi. Pierwszym ciekawym miejscem na trasie był Uraz, z ruinami zamku na planie trójkąta, który objechaliśmy dookoła, bo teren jest prywatny i z bliska podejść nie można. Następnie zobaczyliśmy pięknie odrestaurowany pałac w Brzegu Dolnym gdzie obecnie mieści się Urząd Miejski. Posiliwszy się nieco, pojechaliśmy dalej do Lubiąża, gdzie zwiedzaliśmy ogromny kompleks klasztorny – opactwo cystersów. Budowla imponująca, ale do zwiedzania udostępnione są tylko 2 odrestaurowane sale - refektarz i książęca. Ich piękno wiele mówi jak wyglądało kiedyś to miejsce. Za długo plątać się tam nie mogliśmy, bo odbywał się w tym czasie Letni Festiwal Kultury i wszędzie było dużo młodzieży z całego świata, malującej, muzykującej i nie tylko. Przy wyjeździe z Lubiąża trochę pomyliliśmy kierunki i nadrobiliśmy parę kilometrów w drodze do Prochowic, gdzie obejrzeliśmy remontowany zamek. Mieliśmy dużo szczęścia bo trafiliśmy na przemiłego właściciela zamku, który gościł tam grupę dzieci zza wschodniej granicy, więc ugościł i nas- nakarmił, napoił/ a byliśmy już mocno głodni/ i po zrobieniu kliku pamiątkowych zdjęć z panią Burmistrz, przekazał nas w ręce pana Janka - miejscowego pasjonata, który oprowadził nas po zamku i sąsiadującym z nim remontowanym ewangelickim kościele, pokazując i opowiadając miejscowe ciekawostki/ jak to już 100 lat temu chłopcy swoje nazwiska na kościelnym chórze wydrapywali – i dziadek i ojciec, a potem syn podtrzymywał tradycje rodziny Grundke/. Zrobiło się już trochę późno, a my wciąż w trasie bez obiadu, znaleźliśmy w końcu przydrożna chińską restaurację gdzie posiliwszy się nieco pognaliśmy dalej do Kłopotowa, na pierwszy nocleg w gospodarstwie agroturystycznym w dużym wspólnym pokoju, noc umilał nam Czesiu chrapaniem, a Jacek kaszlem. Zrobiliśmy w tym dniu ok. 111 km.
