Spis treści
- Opole Poczdam Opole 201207
- I dzień 9.07.2012 poniedziałek
- II dzień 10.07.2012 wtorek
- III dzień 11.07.2012 środa
- IV dzień 12.07.2012 czwartek
- V dzień 13.07.2012 piątek
- VI dzień 14.07.2012 sobota
- VII dzień niedziela 15.07.2012
- VIII dzień poniedziałek 16.07.2012
- IX dzień wtorek 17.07.2012
- X dzień środa 18.07.2012
- XI dzień czwartek 19.07.2012
- XII dzień piątek 20.07.2012
- Niemiecka relacja - wiersz :)
- Wszystkie strony
Pobudka o 6 , szybkie śniadanie, pakowanie i wyjazd na trasę do Rudnej, gdzie na mapie widzieliśmy piękne jezioro/bo jak wiadomo lubimy się pluskać/, ale jak się okazało to składowisko ścieków i odpadów z pobliskich kopalni miedzi. Długo szukaliśmy miejsca by podjechać i z bliska je zobaczyć, gdyż otacza je wysoki wał, piaski, żwiry i pracujące maszyny. Zostawiliśmy rowery w krzakach i pół godziny wspinaliśmy się by zobaczyć wodę z daleka, a z bliska pustynny krajobraz i wiele rur odprowadzających ścieki. Przy wyjeździe Helena złapała gumę i panowie mieli pierwszy sprawdzian swoich umiejętności – zdali na 5-tkę. Pojechaliśmy bocznymi drogami do Grodowca, tam obejrzeliśmy sanktuarium maryjne ( tu ciekawostka: płaskorzeźby przedstawiające zmarłe kobiety mają zakneblowane usta, ciekawe dlaczego ) i pojechaliśmy do Głogowa na zamek. Objechaliśmy go w koło, niestety nie było czasu na zwiedzanie, potem na rynek bo szukaliśmy mapy, z czym mieliśmy duży problem- znaleźliśmy dopiero na CPN-ie wyjeżdżając z miasta. Wkrótce dotarliśmy do Bytomia Odrzańskiego, gdzie obejrzeliśmy piękne kamieniczki w rynku, zjedliśmy obiad, zrobiliśmy parę zdjęć ze stojącą tam figurą kota w butach, pojechaliśmy do portu i na molo. I tu Jacuś znów się uparł by prowadzić jakąś nadodrzańską ścieżka rowerową, ale na szczęście przypadkowo spotkana kobieta powiedziała nam, że to piaszczysta trasa ( co prawda różniła się w zeznaniach z pewnym miłym panem, który jednak po kilku piwach wydawał sie mniej wiarygodny ) i pojechaliśmy dalej Przez Kożuchów do Zatonia, gdzie trafiliśmy na ruiny pałacu i starego kościoła i pojechaliśmy dalej w kierunku Zielonej Góry. Przed samym miastem spotkaliśmy miłego rowerzystę, który zaprosił nas do siebie, pokazał jak dalej jechać, nawet proponował nocleg, ale my mieliśmy już zarezerwowany w Bursie, gdzie wkrótce dotarliśmy. Dostaliśmy dwa pokoje, więc chrapiący i kaszlący spali razem, a ja z Helenka, a rowery też zmieściły się z nami. W tym dniu zrobiliśmy ok.122 km.
