Pojechaliśmy najpierw na grób naszego senatora Edmunda Osmańczyka przy kościele „Na Górce”, by uczcić jego pamięć krótkim przypomnieniem życiorysu i zasług dla naszego regionu oraz zapaleniem zniczy. W tym roku znicze zapalał Kazik, a informacje historyczne czytał Marek. Następnie pojechaliśmy pod pomnik Bojownikom o Polskość Śląska Opolskiego na placu Wolności, gdzie przypomniano kalendarium z roku 1918. Pod pomnikiem zrobiliśmy tradycyjne grupowe zdjęcie. Następnie obok na skwerze pomnik Bóg Honor Ojczyzna i płyta pamiątkowa ku czci francuskiego generała Henri de Rond, a następnie ul. Piastowską i Bończyka pojechaliśmy na stary cmentarz przy ul. Wrocławskiej. Tam znów mała lekcja historii wydarzeń z lat 1919-1921 – kolejnych trzech Powstań Śląskich przy grobach jej bohaterów i zapalenie zniczy przy pomnikach Poległym Powstańcom Śląskim oraz Poległym za wolność Opolszczyzny. Z cmentarza ul. Piastowską wróciliśmy na wyspę Pasieka, gdzie na krótko zatrzymaliśmy się przed szkołą (Państwowe Gimnazjum Nr 6) na ul. Powstańców Śl. Na budynku jest pamiątkowa tablica. Stamtąd już było blisko nad Odrę i nadodrzańską ścieżką rowerową wydostaliśmy się z miasta jadąc przez Groszowice, Przywory i Miedzianą do Kosorowic pod pomnik powstańca Karola Pawlety, gdzie również zapaliliśmy znicze i wysłuchaliśmy ciekawych informacji z dziejów tej wioski i znowu zrobiliśmy grupowe zdjęcie. To miejscowość o bardzo ciekawej historii związanej z Powstaniami Śląskimi, której mieszkańcy walczyli o Polskość i zachowanie polskiej mowy. Działała tu w okresie międzywojennym Polska szkoła mniejszościowa (podobnie jak w Grudzicach i Groszowicach), którą nieopodal oczywiście pojechaliśmy obejrzeć. Jest na ścianie pamiątkowa tablica, a dawny ceglany budynek jest ładnie otynkowany i odmalowany. Dalej, ok. 400 m, Sławek poprowadził nas do „ponoru”. Jak ktoś nie wiedział – to się dowiedział, co to jest ponor i go zobaczył – tzn. miejsce gdzie strumyk wody ginie w ziemi. Niestety było sucho i nie zobaczyliśmy tego zjawiska. Ze ścieżki obok ponoru było widać łąkę porośniętą częściowa trzciną – ale to już inna legenda o księżniczce i pierścieniu. Stamtąd udaliśmy się leśnymi drogami w kierunku miejsca wypoczynku „Lis” w okolicach Maliny, ale po drodze Staszek pokazał nam w lesie „Księży dół” – miejsce schronienia z okresu wojny 30-letniej. Teraz jest tam pamiątkowa płyta na kamieniu i tablice informacyjne. U „Lisa” rozpaliliśmy ognisko. Zmęczeni i już trochę głodni szybko upiekliśmy kiełbaski, chleb, a posiliwszy się nieco, tradycyjnie już zakończyliśmy nasz V Opolski Rowerowy Rajd Niepodległości wspólnym śpiewaniem patriotycznych i biesiadnych piosenek. Do Opola wracaliśmy w małych grupach, bo już ok. 14-tej niektóry śpieszyli się na imprezy świąteczne w amfiteatrze, a ci, co mieli jeszcze czas biesiadowali ponad godzinę. W Opolu byliśmy po 16-tej. Trasa rajdu miała w sumie około 45 km i wszyscy dzielnie ją przejechali.