Do jesenika droga powoli wznosiła się do góry , ale ostatnie kilka km to juz typowy górski podjazd. Jesenik Lazne zostało kilka lat temu odnowione. Znajduje się tu kilka zewnętrznych leczniczych basenów , z których ja i Grażyna skorzystaliśmy ( innym chyba było za zimno :) ). Pochodziliśmy również po linach i przeszliśmy przez stok z kamiennymi wielkimi rzeźbami ( Marek je nazwał nieskończony plener rzeźbiarski ). Było bardzo ciepło, temperatura przekraczała 20 stopni. Z uzdrowiska ruszyliśmy w dalszą drogę, w Lipova Lazne u Odińca zjedliśmy obiad. Do Ramzovej droga dalej wiła się w górę, później niewiele lepiej ( wjazdy i zjazdy ). Po 20 dotarliśmy do celu. Noclegi kosztowały nas 300 koron + 15 koron opłaty środowiskowej. Wydawało się , że drogo, ale w cenie było śniadanie , gdzie można się było do syta najeść i zrobić kanapki na dalszą podróż.
Drugiego dnia ruszliśmy do miejscowości Kraliky aby zobaczyć znajdujące się tam sanktuarium. Jechaliśmy z góry do Starego Miasta i potem wzdłuż rzekido drogi na Kralicky. Niby z góry fajnie ale potem trzeba będzie wracać ... . W Starym Mieście zwiedziliśmy kościół po którym oprowadził nas, mówiący po polsku, ksiądz. Do Kralicky wiedzie w miarę płaska droga. Przed wjazdem do miasta znajdują się olbrzymie bunkry. My jednak pojechaliśmy dalej aby zwiedzić Kralicky. Janusz namówił nas na zwiedzanie bunkrów, a było co oglądać. Są one olbrzymie i były w stanie pomieścić kilkuset żołnierzy. Czesi rozpoczęli ich budowę w 1933 po dojściu Hitlera do władzy. Kończyli je Niemcy, nigdy nie zostały użyte do prowadzenia działań wojennych. Bunkry ciągną się pod ziemią przez wiele kilometrów, bunkry były wyposażone w podziemną kolej i szpital. Zaledwie kilka lat temu udostępniono je do zwiedzania. Podczas gdy my zwiedzaliśmy bunkry na górze padał deszcz o czym przekonaliśmy po ich opuszczeniu. Na szczęście gdy a zewnątrz padało my podziwialiśmy podziemne pomieszczenia. Później ruszyliśmy do górującego nad miastem kościoła. Niestety tonąc we mgle kościół nie przedstawiał się zbyt imponująco. W drodze powrotnej zjedliśmy obiad , potem podjazd do Brannej ( niektórzy mieli niesprawne lampki a robiło się ciemno ) i około 21 dotarliśmy na kwatery.
Ranek przywitał nas zimnem, mżawką i wiatrem. Helena zdecydowała się na dzień przerwy a my ruszyliśmy przez Premyslow na Kouty. Jak to w górach najpierw ostro pod górę do Premyslovia a potem w dół na Kouty a to dopiero rozgrzewka. W Koutach pooglądaliśmy leśne rzeźby i posililiśmy się przed wjazdem na elektrownię. Pani poinformała nas , że do elektrowni tylko 4 km. Niestety 4 km było tylko do dolnej stacji a potem jeszcze ponad 10 km pod górę. Janusz wytłumaczył nam zasadę działania elektrowni szczytowo-pompowej. Otóż w nocy, gdy energia jest tania, woda jest pompowana do górnego zbiornika. A w dzień spływając z góry wytwarza droższą energię. Po sesji zdjęciowej przy dolnym zbiorniku ruszyliśmy dalej w górę. Niestety górnego zbiornika nie zobaczyliśmy z powodu mgły :( . Stojąc nad górnym zbiornikiem musieliśmy się mocno wpatrywać aby zobaczyć wodę. Temperatura wynosiła zaledwie 0,1 st. Celcjusza ! . Szybko uciekaliśmy w dół a ręce nam odpadały z zimna. Po zjedzeniu zupy ruszyliśmy w kierunku Sumperku. Na szczęście droga wiodła lekko w dół i wiatr również był sprzyjający. Szybko dotarliśmy do Velkich Losin i Sumperka, a potem pociągiem do Brannej.
Janusz z Tadkiem ruszyli prosto do Opola a ja z Grażyną i Heleną pojechaliśmy do zamku w Javorniku. Po drodze zobaczyliśmy cementownię na Pomezi i wieżę kościoła w Zulowej. Koło południa dotarliśmy do Javornika , gdzie oprowadzała nas przewodniczka w stroju z XVIII wieku ( a ponieważ nasza grupa była całkowicie polska, ja zająłem się czytaniem polskiego opisu, chyba mógłbym pracować jako przewodnik :) ). Zamek w Javorniku przez wiele lat był siedzibą biskupów wrocławskich. W zamku znajduje się między innymi olbrzymia kolekcja fajek. Niestety zwiedzanie zamku miało też swoją mroczną stronę, po powrocie okazało się , że zniknęły nasze bidony ( mimo , że rowery stały koło kościoła ). Po zwiedzeniu zamku dotarliśmy do Paczkowa a później do Nysy . Stamtąd ja i Grażyna dotarliśmy do Szydłowa i rowerem do Opola a Helena dojechała bezpośrednio do celu