Tu, w ogrodzie Kneippa, dopadł nas Bercik, było nas już ośmioro: w/w, Helenka, Jacek, Jurek, Janusz, Czesiu, Bruno i ja. Temperatura wody w kamiennych basenikach nie zachęcała do kąpieli, jednak znalazł się śmiałek, nie muszę pisać kto. Wiadomo :) Z wrzaskiem przemaszerował basenik w kółko tylko raz, lecz i tak został bohaterem dnia. Na drodze za lotniskiem kolejne taplanko w błocie, a potem już tylko asfalcik. Suchy. Zasapani, czerwonogębni, osiągnęliśmy sklep spożywczy na Górze Św. Anny. Każdy radosny na myśl, że teraz to już tylko z górki. Za namową Janusza udaliśmy się do rezerwatu geologicznego z pięknie odnowioną ścieżką dydaktyczną. Otwarcie jej, po remoncie, odbyło się tydzień temu (3.11). Trzeba przyznać, że ładnie to zrobiono, kilka przeszklonych tarasów widokowych, dróżki, schodki, estetyczne opisy stanowisk. Janusz, Jacek i ja wleźliśmy wszędzie, gdzie się dało, Jacek nawet do stajni, gdzie przez chwilę był koniem. Byliśmy na najwyższej górce i na samym dnie. Widoki fantastyczne, a że listopad mamy wyjątkowo ciepły, to i powyłaziły różne kwiatki, trawa zielona jak w maju. Widzieliśmy FIOŁKI w pełnym rozkwicie. Podczas, gdy tak zapalczywie penetrowaliśmy tę dziurę annogórską, reszta załogi chyba się zniecierpliwiła, bo kiedy w końcu pomaszerowaliśmy do rowerów, stały już tylko trzy. Herbatka, kanapki, styropian i z górki na pazurki przez Wysoką, Izbicko, Zauche, Daniec do domu. W Lędzinach włączyliśmy już światełka, zaczynało szarzeć.