Ale przed nim, po drodze, Staw Nowokuźnicki. Kaczki szalały, czyżby poczuły wiosnę? To jeszcze nie ten czas. Darły się niemiłosiernie i robiły nam pokazy zespołowych lotów i miękkich lądowań. Kładka biegnąca wzdłuż stawu była dziś bardzo śliska po deszczu. Ci, co już na niej leżeli (ja i Tadek) oraz ten, co jeszcze nie leżał, ale był świadkiem mojego leżenia (Czesiu), przezornie prowadzili rowery. Kaziu bohatersko przejechał tam i z powrotem bez poślizgu. Może założył łańcuchy, zapomnieliśmy sprawdzić. Po herbatce i ptasim (jak na to miejsce przystało) mleczku popedałowaliśmy do Prószkowa. Zero wiatru, czasem delikatna mżawka, humory przednie. W Prószkowie skręciliśmy zaraz za Zamkową w lewo. Uliczka doprowadziła nas do drogi na Zimnice. Zwiedziliśmy kawałek miasteczka (szkoła, OSP, cmentarz, stare szklarnie). Jeszcze kilka wiosek i już Rogów. I piękny zameczek z XVI wieku, dziś będący własnością Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej jako miejsce przechowywania starodruków i zbiorów specjalnych. Dostojne parkowe drzewa jeszcze śpią w najlepsze, natomiast pobudziły się już maleńkie stokrotki. Za wsią przeprawiliśmy się przez Odrę. Rower wnieś! Rower znieś! Ale fajnie! Szczególnie tej, która nie niosła. Dziękuję Panowie! Na oczku wodnym pod mostem mieszka samotny łabędź. Tadziu próbował go obłaskawić, ale ptak był zbyt dumny i chyba lekko wkurzony. Z Malni, już główną drogą, pomknęliśmy do Piasta grodu, ale po drodze jeszcze chcieliśmy zajrzeć do pstrągów pod Przyworami. Pod mostkiem niestety siatka, zamknięte, poczekamy na wiosnę. Kilometry 58, zadowolenie 100 %.