Sławek umilał nam drogę kawałami, których zapas wciąż jeszcze mu sie nie wyczerpał- ku naszemu zadowoleniu. Droga była długa i prosta, ciagneła się chyba z 15 km przez las, aż w koncu dotarlismy do Rzymkowic, a potem do miejscowosci Przechód, gdzie zobaczylismy otwarty sklepik. Ochoczo uzupełniliśmy nasze zapasy słodyczy i udaliśmy się na krótki popas nad płynącą przez środek wsi rzeczkę. Posiliwszy się nieco wykonaliśmy kilka pamiątkowych zdjęć na mostku nad małą zaporą wodną i ruszyliśmy w dalszą drogę do Sowina, gdzie nastapił rozłam w grupie. Atrakcyjny Kazimierz pozbierał chlopaków, kórym sie spieszyło na obiad i pognali w stone domu, a Jacek wolał w dalszą drogę udać się z przedstawicielkami płci pięknej. Najpierw obejrzeliśmy cmentarz jeniecki obozu w Łambinowicach, gdzie ogromne wrażenie robi las jednakowych krzyży na grobach zamordowanych tam ludzi z różnych krajów Europy. Później udaliśmy się przez bramę obozu obejrzeć inne ciekawe tam miejsca, po których przewodnikiem był Jacek, który wspominał sobie przy okazji czasy swojej służby wojskowej i poligonowe eskapady w tych okolicach. Zaprowadził nas do starej obozowej studni przy ktorej miałam nieprzyjemny wypadek - schodząc ze stopnia wpadłam w jakąś dziurę i skreciłam nogę w kostce. Ból był ogromny, ale cóż do domu daleko, wiec zabandażowałam stópkę, zacisnełam zeby i kręciłam dalej. Obejrzeliśmy jeszcze ruiny stalagu, pomnik poświęcony Bohaterom Powstania Warszawskiego i dalej w głębi lasu Pomnik Martyrologii Jeńców Wojennych. Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć udaliśmy się w powrotną drogę do domu. Po drodze odwiedziliśmy pałac w Tułowicach, gdzie obecnie mieści sie Technikum Leśne i dalej przez Grodziec Drugi leśnym duktem dotarliśmy do Wawelna. W Grodźcu wygłaskałam i nakarmiłam zaprzyjaźnionego z nami wielbłąda Kubusia, a Jacek zrobił nam małą sesję zdjęciową. Z Wawelna drogą przy torach zmęczeni, ale szcześliwi dotarliśmy do Opola. W sumie zrobiliśmy około 100 km, nie wiem ile grupa Kazia, która ewakuowała sie wczesniej.