Mokre stroje na kierownice i dalej, do Jedlic. Połowa grupy zdecydowała się na przejazd wałami, reszta szosą. W Jedlicach wleźliśmy do Małej Panwi po kolana - pod most, bo tylko tam był cień :). W sumie miejsce zajęte było przez jaskółki, które pozakładały tam kilkanaście gniazd, a w gniazdach pisklęta, miły widok, ale też trzeba było uważać, by nie zostać upstrzonym. Następna woda w Poliwodzie. Śmiesznie tu jest. Płyniesz, płyniesz, nagle brzuchem trzesz o dno, na środku bajorka stoisz po kostki (lub biegasz, jak Sławek). Dużo rybek tutaj. Kąpielówki na kierownicę i dalej - do Dylak, do Agroturystyki "Uroczysko". Właścicielem jest znajomy Bruna Pan Jan Wajrach - rzeźbiarz. Miejsce to przepięknie położone na skraju lasu, z daleka od szosy. Dom otoczony zielenią, kwiatami, wszechobecnymi rzeźbami. Woda, mostki, huśtawki, miejsca dumania. Sam Mistrz pooprowadzał nas po ogrodzie. Dla gości przygotowane są cztery pokoje z jedenastoma miejscami, a wyżywienie jak komu pasuje. Odbywają się tu m.in. plenery rzeźbiarskie. Pożegnaliśmy gospodarza i na skróty ruszyliśmy do Rzędowa, potem szosą na Antoninek na lody, bo o kąpieli w Dużym lepiej zapomnieć. Nad jeziorem zaczęły się zbierać groźnie wyglądające chmurzyska, a burze na dziś były w planie pogody, więc podjęliśmy decyzję o ewakuacji. W naszym planie było jeszcze Jezioro Srebrne, ale jakoś wszystkim się nagle odechciało... Grupa topniała w oczach, ten i ów się odłączał. Jechaliśmy szosą do Zawady, a potem przez las do Opola. Znów słońce prażyło, podgrupa żeńska postanowiła dokonać jeszcze trzeciej kąpieli - na kamionce Bolko. Byłyśmy już całkiem blisko, kiedy nagle zmieniłyśmy zamiary, zrobiło się ciemno i groźnie. Nie uciekłyśmy przed burzą (ja, Ewa i Krysia), na szczęście nie tak straszną.