Spis treści
Trzeci dzień jazdy rozpoczął się jak zwykle koło godziny 8-mej. Ruszyliśmy w stronę Suwałk
omijając je szerokim łukiem jakąś piaszczystą obwodnicą, przenosząc rowery przez torowisko. W okolicach miejscowości Krzywe wszyscy oprócz mnie udali sie piaszczystą drogą pod górkę na punkt widokowy, a ja znalazłam sobie inny, gdzie nie musiałam sie tak męczyć, by piękno okolicy podziwiać. A naprawde jest co, górki przechodzą w pagórki, kolory sie przeplatają w zagłębieniach terenu kaskadowo układają się i błyszczą jeziorka. Wkrótce dojechaliśmy do Płociczna, wrzuciliśmy rowery do kolejki wąskotorowej i wraz z resztą gawiedzi udaliśmy się na zwiedzanie wigierskiego parku krajobrazowego. Kolejka jechała wolniutko, zatrzymując się 2 x na punktach widokowych, gdzie wszyscy turyści wysiadali i szli kawałek na pomosty by podziwiać przyrodę, po 15 min wracali i dalej w drogę. My wysiedlismy w miejscowości Bryzgiel i dalej rowerkami ruszyliśmy piaszczystymi drogami wookół jeziora w poszukiwaniu plaży by sie schłodzić, bo upał nieźle dawał się we znaki. Mineliśmy Czerwony Krzyż, Mikołajewo, Czerwony Folwark, a tu nic, wciaż tylko piach i końskie muchy co nam prędkości dodawały. W końcu trafiliśmy przypadkiem na jakieś rybackie muzeum i człowiek, który go pilnowal kazał nam jechać do Starego Folwarku. A tam jak w bajce plaża, bar i kempingi, czegoż chcieć więcej, postanowiliśmy tam zanocować. Jakże krótkotrwała była nasza radość. Jezioro Wigry brudne i zarośnięte w tej okolicy, ryby w barze smakowały wszystkie tak samo/ starym olejem/ niezależnie od zamówionego gatunku. Ale najgorsze były kempingi, pamiętające jeszcze czasy peerelu, brudne i śmierdzące, ale tanie. Nie chciało nam sie już szukać dalej, więc postanowiliśmy jakoś przetrwać tę noc. Więcej szczęścia mieli chociaż w kwestii jedzenia Januszek z Kaziem, bo po krótkiej kąpieli pojechali zwiedzać przepiękny klasztor na półwyspie, który wchodził w jezioro iiii tam załapali się na obiady domowe, których nawet te najwieksze w naszej grupie żarłoki zmóc nie mogły. My też pojechaliśmy zwiedzać klasztor w zachodzącym słońcu i kupiłyśmy na spółkę z Grażyną sękacza- regionalny wypiek, ale mocno przereklamowany, smakował srednio. W tym dniu przejechaliśmy około 79 km.