Spis treści
Siódmy dzień jazdy. Zapowiadał się ogromny upał, koło 38 stopni, więc postanowiliśmy go spędzić w Puszczy Białowieskiej. Zachwyceni warunkami lokalowymi, chcieliśmy tam spędzić jeszcze jedną noc. Zostawiliśmy bagaże i na pustych rowerach pognaliśmy scieżkami rowerowymi na spotkanie z prastarą puszczą, tak jak nam poradziła gospodyni przez Witowo, Piaski, Topiło zielonym szlakiem do Białowieży. Wcale nie czuło sie upału ogromne drzewa skutecznie nas przed nim chroniły. Polecam tą trasę każdemu, ale należy trzymać sie szlaków i nie kombinować, bo można się w niezłych piachach zakopać, tak jak my w drodze powrotnej. Na mapie wszystko wyglądało tak blisko, a w rzeczywistości do Białowieży bylo około 40 km, po drodze widzieliśmy kunę i kołujacego orła, rozlewiska i trzciny, cudne krajobrazy nie tknięte ręka czlowieka, bo pod ochroną. Trafiliśmy też na pomnik leśników, sybiraków, kolejkę wąskotorową, kursuje tu na trasie Hajnówka – Topiło. W Białowieży zwiedziliśmy regionalne muzeum przyrodnicze z wieżą widokową. Trochę długo to trwalo, bo jest już multimedialne, każdy dostaje sprzęt do reki, co sam gada, światła się zapalają odsłaniając poszczególne scenki. W miedzyczasie chłopaki zgłodnieli i zaczeli sie rozglądać za knajpą, Kaziu wypatrzył "Pasibrzucha"- nazwa pasowała jak ulał do lokalu i n iektórych uczetników naszej wycieczki też. Znów zamówili baby mazurskie i cepeliny, a my z Tadziem woleliśmy kwaśne mleko i ziemniaczki na ten upał. Po obiedzie pojechaliśmy szukać żubrów w rezerwacie, były też jelenie, wilki, rysie, łosie i żubronie/krzyżówka krowy, która miala przyjemność z żubrem/. Zrobiło się już późno, a do domu daleko, Kaziu nie chciał jechać ta samą drogą i zaczeliśmy kombinować jak ją skrócić, co skończyło się jazdą po kopnych piachach, gdy jeszcze ja włączyłam się do tych modyfikacji trasy. Ale za to trafiliśmy na miejsce gdzie przechodziły żubry i naaa odchody żubra, które Rudi skwapliwie fotografował, a potem musiał się pospiesznie przed końskimi muchami ewakuować. Jak wróciliśmy na nocleg to się już zciemniało, po drodze zobaczyliśmy jeszcze wiatrak ,a na stacji CPN-u spotkaliśmy Grażynę i Romka, którzy czekali na taplajacego sie gdzieś w pobliskiej "kałuży" Jacka. My wróciliśmy do siebie, ja poszłam jeszcze na plotki z babcią Nadzieją, bo tak nazywała się nasza gospodyni, a chłopaki wiadomo do kuchni. Zrobiliśmy w tym dniu 86 km i tu ostatni raz na tej wyprawie spotkaliśmy Romka, Jacka i Grażynę, którzy swoje przygody dopiszą we własnej relacji.