Spis treści
Dziewiąty dzień rozpoczynamy zwiedzaniem Białej Podlaskiej, kręcimy sie po rynku, oglądamy miejsce rozstrzelania wrogów władzy ludowej- za szybą w murze widać ślady po kulach. Potem jedziemy na zamek, ale muzeum nieczynne w poniedziałek, wiec oglądamy tylko pałac dookoła i park, fontannę, kilka pamiątkowych fotek i w drogę przez Wisznicę i Łyniew na Opole, małą miejscowość, którą odkryłam przypadkiem na mapie i koniecznie chcieliśmy ją zobaczyć i zrobić tam sobie pamiątkowe zdjęcia pod tablicami na rogatkach wsi. Następny przystanek mamy w Podedwórzu, gdzie oglądamy ciekawy kościół i pomnik ku pamięci poległych. Januszek zdążył wstąpić do Urzędu Gminy i dostał mapki z atrakcjami terenu i pamiątkowe książeczki. W sklepie zakupiliśmy wodę i co tam kto chciał i dalej w droge do miejscowości Mosty, bo tam wypatrzyliśmy na mapie wodę. Fakt jeziorko było, ale zarośniete trzcinami, dojścia brak, pomoczyliśmy tylko nogi iii dalej w tym upale wysuszeni na wiór plątaliśmy sie po bocznych drogach i małych miejscowościach, wciąż pytając o drogę/oznaczenia mamy fatalne/, by trafić pod wieczór na miejsce noclegu w małej wsi Aleksandrówka, której nawet na mapie nie było. Panowie jechali źli bo głodni, żadnej knajpy po drodze nie było, psioczyli na mnie gdzieś tam na tyłach okrutnie. Wolałam jechać z przodu by tego nie słyszeć, ochrzcili mnie sierżantem, ale wszystkie trudy wynagrodziło nam fajne miejsce w agroturystyce. Warunki hotelowe, pokoje mogliśmy wybierać, znów mieliśmy do dyspozycji całą górę domu iii pani chciała tylko po 25 zł od głowy. Zrobiliśmy ekstra zrzutkę bo warunki były rewelacyjne w porównaniu do tego co mielismy wcześniej. Ja by udobruchać głodomorów poprosiłam o mleko i jajka i gospodyni nam przyniosła zimne z lodówki, a ja choć mleka nie znoszę i chyba od dziecka go nie piłam, z przyjemnościa się nim raczyłam, walcząc z Tadziem naszym naczelnym mlekopijem. W tym dniu pobiliśmy rekord trasy 123 km.