Cel wyprawy określił Jurek K. - dostał polecenie od rodzinki, żeby przywieźć jemiołę bo zbliżają sie święta, a zgodnie z tradycją trzeba się pod nią wtedy pocałować. A, że ta tradycja wszystkim się podoba to ochoczo na poszukiwania jemioły ruszyliśmy. Już w Sokolnikach było jej sporo na drzewach, ale dość wysoko i nikt wdrapywać się nie chciał, a podobno w okolicach zamku w Dąbrowie była wycinka drzew i sporo jej tam leżało, więc pojechaliśmy tam bo po co sobie życie utrudniać. Jechaliśmy wciąż pod górkę i pod wiatr, a ja miesiąc już na moim twardym i niewygodnym siodełku/ do którego nijak się przyzwyczaić nie mogę/ nie siedziałam, więc już od Komprachcic walczyłam z myślami czy zawrócić do domu, czy jechać dalej. Na dodatek co jakiś czas deszczyk nas przelatywał, co skłaniało mnie raczej ku powrotowi, ale Kazimierz dzielnie podtrzymywał mnie na duchu, a czynnie pomagał mi Juruś z Jackiem lekko podpychając mnie pod górkę. W Dąbrowie Kazik poprowadził nas boczną drogą do pałacowego parku, który jest porządkowany dość intensywnie, dużo było wykarczowanych drzew i krzaków, co prześwietliło to uroczysko i odkryło wiele ciekawych miejsc. W tych pięknych okolicznościach przyrody zrobiliśmy sobie sesję zdjęciową nowym telefonem Jacusia o skomplikowanej nazwie - Aj waj aja jaj, a Juruś kręcił filmy swoją kamerką. Jeden otrzymał tytuł "Gdzie ci mężczyźni", a to z powodu, że mocno zastanawiałyśmy się gdzie oni są, gdy musiałyśmy przenosić rowery przez zwalone drzewa, gałęzie i krzaczory. Na jednym z porośniętych bluszczem zwalonym w poprzek drogi drzew zrobiliśmy sobie śniadanie, nawiązując do obrazu E. Maneta. Co prawda tamto śniadanie było na trawie, ale dziś było troche za mokro, więc woleliśmy na drzewie. Jurek postanowił nam ten czas uatrakcyjnić pokazem stania na głowie, a my z Marzenką całusami pod jemiołą, zgodnie z nieco unowocześnioną wersją naszej tradycji. Posileni udaliśmy się w dalszą drogę, a Jurek zaprowadził nas do słynnej cukierni naszych sobotnich Ptysiów w Dąbrowie. Tu każdy zakupił co mu smakowało i w ciepełku skonsumowaliśmy swoje słodkości, zapijając kawą, wodą i herbatą, czyli tym co tam kto miał. Po chwili znów wjechaliśmy od tyłu do przypałacowego parku, pokazując Sergiejowi pałac i unikatowe poskręcane kominy. Przy wyjeżdzie z parku trafiliśmy na te pościnane drzewa z jemiołą, wiec zrobiliśmy sobie z niej śliczne pawie ogony przyczepiając je na tyłach rowerów iii ruszyliśmy w powrotną drogę do Opola przez Chruścinę z krótkim postojem w parku przy pałacyku myśliwskim, a potem boczną drogą przy torach dotarliśmy do Damboniowa. Tu odłączyła się Marzena i Ela, a my przez wyspę Bolko pojechaliśmy dalej. Kaziu z Sergiejem skręcili do miasta, a my dalej przez kąpielisko Bolko dotarliśmy koło 15 do domów. A na koniec muszę dodać, że pomysłodawca celu wyprawy urwał sobie kilka małych gałązeczek jemioły i schował je w sakwie tak, że nawet ich nie było widać, a Jacuś chyba najbardziej spragniony całowania zabrał do domu kawał gałęzi z ogromną kulą tego przepięknego pasożyta.
2015-11-29_Dąbrowa_wyprawa_po_jemiołę
IMG_20151129_114720.jpg
IMG_20151129_115605.jpg
IMG_20151129_115809.jpg
IMG_20151129_120508.jpg
IMG_20151129_120540.jpg
IMG_20151129_121022.jpg
IMG_20151129_121036.jpg
IMG_20151129_121039.jpg
IMG_20151129_125244.jpg
IMG_20151129_130306.jpg
IMG_20151129_130312_BURST007.jpg
IMG_20151129_131709.jpg