Pojechaliśmy przez Kępę, Luboszyce, Łubniany do Jełowej i tu złapał nas pierwszy deszcz, więc schowaliśmy się pod drzewem, poubieraliśmy pelerynki i zastanawialiśmy się co robić dalej. Nie padało za mocno, więc zdecydowaliśmy, że jedziemy na Tuły i tam zobaczymy co się dzieje i czy warto jechać dalej. W Tułach koło młyna zrobiliśmy sobie przerwę śniadaniową, potem pojechaliśmy obejrzeć kościół i tu 4 osoby zdecydowały się wracać. My pojechaliśmy dalej ale nie na Olesno, bo tam wisiały czarne chmury, ale nieznaną nam piękną drogą przez las na Dębiniec, potem Bukowo- na starą stację kolejową, bo dawno już tam nie byliśmy. Po zrobieniu kilku zdjęć pojechaliśmy dalej przez Budkowice do Zagwiździa. Po drodze zatrzymaliśmy się przy nieczynnym młynie, gdzie chłopcy odkryli starą maszynę parową i długo się nią zachwycali. W Zagwiździu obejrzeliśmy spiętrzenie wody na stawku w środku wsi i parafialny ogród botaniczny z ciekawymi okazami drzew i krzewów. Tam nabraliśmy mocy do dalszej jazdy w "bukowym czakramie" w końcowej części ogrodu, dokonaliśmy wpisu do księgi pamiątkowej i pojechaliśmy dalej do Murowa. Zatrzymaliśmy się pod sklepem, bo Jacuś na swoich ryżowych wafelkach osłabł już z głodu. W tym czasie trzech kolejnych rajdersów pognało szybciej do domu. A gdy każdy skonsumował już to co sobie kupił, pojechaliśmy dalej przez Grabczok na boisko do Świerkli. Tam odbywał się mecz lokalnych drużyn i chłopcy przysiedli by im pokibicować, a ja źle się poczułam, więc pojechałam do domu. Do Olesna nie dotarliśmy, ale i tak mimo niezbyt przychylnej pogody udało nam się wykręcić 88 km. Poznać nowe drogi i odwiedzić miejsca w których dawno nie byliśmy.
2016-10-02 Tuły