Początkowo mieliśmy zamiar jechać na Zawadzkie i stamtąd na Dobrodzień. Jednak w Kolonowskim trafiliśmy na żółty a potem czerwony szlak, które zaprowadziły nas krótszą i łądną drogą do Dobrodzienia. Mimo zapowiedzi pogodowych obyło się bez deszczu ( a nawet miejscami świeciło słońce), było dość chłodno. Około 18 dojechaliśmy do Pawełek, gdzie czekali już Marek i Herbert.
Niestety stan schroniska pozostawia sporo do życzenia, przydałby się konserwator. W męskich ubikacjach na podłodze była woda, pisuary były uszkodzone. Na dodatek jedna z pawełkowych atrakcji - stół ping pongowy również był uszkodzony , nie było też do niego siatki.
Także czas spędzaliśmy na rozmowach, a o 20 wszyscy spotkaliśmy się na odprawie. W związku z brakiem grzybów w lesie postanowiono, że nie będzie zbierania grzybów.
Sobota rano powitała nas mżawką. Mimo to o 10 grupa 14 rowerzystów wyruszyła na trasę do Krzepic. Koło 12 opady zaczęły zanikać a koło 13 dotarliśmy do Krzepic. W Krzepicach na jednym ze skrzyżowań Rysiek wywrócił się ze swoim elektrycznym rowerem. Wyglądało to dość groźnie i gdyby nie kask nie wiadomo jakby się skończyło. Po kilku minutach kolejna nieprzyjemna historia, bardzo blisko jednego z rowerzystów przejchał samochód , co doprowadziło do awantury. W końcu udało nam się dotrzeć na krzepicki rynek, gdzie zwiedziliśmy kościół i poszliśmy się ogrzać do pizzerii. Ja z Kaziem i Herbertem pojechaliśmy jeszcze do synagogi ( a właściwie jej ruin ) i żydowskiego cmentarza. Cmentarz jest bardzo ładny, nagrobki metalowe, przy wejściu tablica od młodzieży izraelskiej, która cmentarz porządkowała kilka lat temu. Po powrocie z cmentarza razem z resztą grupy ruszyliśmy do Pawełek. Droga powrotna wiodła trochę przez lasy i piachy co nie wszystkim się podobało ( ja akurat lubię takie trasy ). Przed 17 po przejechaniu około 80 km dotarliśmy do Pawełek. Tu czekali już na nas Ewa i Sławek, któzy przyjechali na wieczorną imprezę.
Tradycyjnie o 18 rozpoczął się grill, jednak ze względów pogodowych odbył się już na sali. A po grillu serwowano słodkości, w tym ciasto Ewy, które przygotowała mimo choroby. Ludzi było juz więcej ( około 40 osób ). Były rozmowy i tańce, około 21 zwinęli się Marek, Herbert i Sławek. Kaziu wraz ze sporą grupą zajął się oglądaniem meczu Polska Dania, natomiast ja , Ewa i kilku innych rowerzystów bawiliśmy się na parkiecie. Zabawa skończyła się przed północą
W niedzielę pierwsi ruszyli w drogę powrotną Herbert i Kazik ( pojechali prosto na Opole aby szybko być w domu ), Ewa ze Sławkiem pojechali samochodem a ja z Markiem ruszyliśmy z grupą Ryśka na most w Krupskim Młynie. Jednak grupa Ryśka skręciła po ryby także razem z Markiem dogoniliśmy inną grupę a później sami dotarliśmy do Krupskiego Młyna. Tu pożegnałem Marka ( ruszył na Tarnowskie Góry ) i zająłem się konsumpcją śniadania. A w tym czasie dojechała grupa Ryśka. Po zrobieniu kilku zdjęć każdy ruszył w swoją stronę. Ja zająłem się szukaniem szlaków do Zawadzkiego ( znalazłem dosyć malowniczy czerwony , ale niestety się urwał ), a z Zawadzkiego ruszyłem przez dworek Goeringa do Opola. Po drodze obejrzałem jeszcze most na którym rok temu pluskaliśmy się w drodze powrotnej z Pawełek ( chyba było trochę cieplej :) ) i bunkier nad Małą Panwią. Około 17 dotarłem do Opola.
Mimo nienajlepszej pogody warto było wziąć udział w rajdzie, porozmawiać i poznać innych rowerzystów, pobawić się a także przejechać trochę kilometrów.
2016-10 Pawełki