Szczęśliwy jak zwykle był tylko Jacuś, że mógł się utytłać w błocie bo go nudzą asfalty, ja jakoś powoli jechałam, bo nie lubię się poddawać, ale Bercik i Sławek musieli pchać swoje pojazdy. Tak dotarliśmy do huśtawki, ktora z biegiem lat jakoś dziwnie się skurczyła, albo nasze tyłki się rozrosły... i korzystanie z niej nie sprawiało nam już takiej frajdy jak kiedyś. Wysoki pomost z ławeczkami też był rozebrany, wiec nie było gdzie usiąść i zastanawialiśmy się po co właściwie pchaliśmy się w to błoto, chyba tylko po to by Jacusiowi sprawić przyjemność i dostarczyć rozrywki. Szybko zjedliśmy śniadanie i poczłapaliśmy z powrotem przez błotko, tylko Jacuś pojechał dalej do przodu, by się jeszcze bardziej utytłać. Z Nowej Kuźni pojechaliśmy przez Prószków i skręciliśmy w stronę Zimnic Wielkich. Jacuś po drodze zrobił Sławkowi sesję fotograficzną, bo potrzebował kilku zdjęć do gazety. Po drodze zatrzymaliśmy się w polu przy kapliczce Sygulli, by pokazać ja Maciejowi. Gdy przekroczyliśmy krajówkę wypadliśmy na drodze do Zimnic Wielkich i tu Sławek zaczął coś narzekać na swój rower, zerwaną linkę przerzutki nooo i że tak powoli będzie zawracał. Jak powiedział tak zrobił, mimo naszych żartów i protestów, więc cóż w skromnej czteroosobowej reprezentacji klubowej pojechaliśmy dalej obejrzeć pałac w Dąbrówce Górnej, a potem wielki kamień w Zimnicach ku czci pomordowanych mieszkańców, wyzwalanych okrutnie przez zaprzyjaźnioną armię pod koniec II wojny światowej. Za wsią przekroczyliśmy autostradę i dotarliśmy do pałacu w Rogowie Opolskim. Była piękna i słoneczna pogoda, więc czarne kocisko razem z nami chciało się wygrzewać na słoneczku, co nie omieszkaliśmy uwiecznić na zdjęciu, jak i stojące jeszcze na rozlewisku za pałacem suche pniaki drzew mocno nadgryzione przez bobry. Wyglądały nieziemsko – jak ogromne zapałki, albo kredki – zatemperowane przez te żarłoczne gryzonie. Nie bardzo chciało nam się pchać po schodach na przejazd pod autostradą, więc z Rogowa pojechaliśmy przez Gwoździce potem koło starej papierni w Krapkowicach na dawny most kolejowy i przeprawiliśmy się na drugą stronę Odry do Otmentu. I dalej ścieżką rowerową wypadliśmy na osiedle Sady, potem na główną drogę i przez Malnię dojechalismy do Choruli. Za wsią Jacek i Maciej odbili na Kąty / bo im było mało/ a my z Bercikiem jechaliśmy spokojnie, prostą drogą, by się z nimi spotkać parę kilometrów dalej. Chwilę pojechaliśmy razem, a potem Jacuś skręcił w lewo i pognał w stronę domu nadodrzańskimi wałami, Bercik już do swojego dotarł, a ja z Maciejem pojechaliśmy jeszcze razem 10 km, przez Groszowice i Królewską Wieś, a później każdy w swoją stronę do domu. W sumie zrobiliśmy około 60 km i o 15.30 byliśmy w domu.
2017-03-19 Rogów Opolski