Ubrałam się ciepło, do siatki wrzuciłam grzybki, ogórki i kiełbasę, pojechałam, a tu za torami niespodzianka. Tak przebudowali drogę za przejazdem, że nie wiedziałam jak mam jechać na parking, rowerem jest to znacznie prostrze i nie mam takich dylematów, nawet gdy łamię lub lekko naginam przepisy. Gdy dotarłam, na miejscu była już spora grupka – Ela, Marzena, Grażyna, Jacek, Marek, Jurek, Sergiej, Janusz. Po chwili dojechał Józek, a do domu zawinął się Marek. Muzyka grała z samograja, a rajdersi nie mając większej piłki próbowali grać w siatę pimpongiem i nawet im się to udawało. Ja też spróbowałam i o dziwo da się. Grażynka częstowała słodkościami, ja grzybkami i ogórkami własnej roboty, panowie próbowali rozdmuchać grilla co wywołało szereg zabawnych sytuacji i żartów. Józek opowiadał dowcipy, ja też - te co zapamiętałam z rajdu w Pawełkach. Jak się usmażyły kiełbaski i oscypki to je zjedliśmy. Na powitanie jesieni odpaliliśmy szampana, a niektórym smakowała także i woda z ogórków, chociaż kaca jeszcze nie mieli -to tak chyba na zapas robili podkład. Trochę pośpiewaliśmy, wiadomo, że ci co średnio potrafią darli się najgłośniej i ciężko ich było zagłuszyć. Tańczyć trzeba było cały czas, a ci co się słabo ubrali to musieli energiczniej by nie zamarznąć. Gdy się zciemniło powoli zaczęliśmy się rozjeżdżać. Najpierw Ela z Jurkiem, potem ja z Januszkiem, ale miał wrócić jeszcze Sergiej, który wyskoczył na chwilę, bo musiał coś załatwić.
Najwytrwalsi balowali więc dalej......