2018-03-11 Nowa Kuźnia

Wreszcie zrobiło się ciepło i chociaż niedzielny poranek był dość pochmurny to na niedzielnej zbiórce było nas 12 osób. W trasę ruszyło 11-tu rajdersów, bo Prezes swoim zwyczajem  tylko sprawdził obecność. Pojechaliśmy do Nowej Kuźni zainspirowani zdjęciami Józka, który wrzucił do sieci, fotki nowej kładki i wieży widokowej nad jeziorkiem. Kondycja po zimie nieco słabowata, więc wlekliśmy się pomalutku przez wyspę Bolko w sporych odstępach, gubiąc  po drodze w sposób mniej lub bardziej zamierzony.

Pierwszy zawrócił za Chmielowicami Grzegorz, potem Markowi po przyjeździe nad nowokuźnicki staw, czas się skończył, więc zawrócił, nie oglądając nawet nowo zmontowanej pięknej kładki ani wieży widokowej. I niech żałuje, bo naprawde się postarali, chociaż kłopotu z tym było – jak nam jesieną chłop tłumaczył. Były  tam jakieś przepychanki między inwestorem a wykonawcą, ponoć kładka zrobiona już prawie była, jak ją zrywali bo nie z takiego drzewa jak zamawiali itp. itd jak to u nas, ale na koniec wypadło to całkiem zgrabnie, na dowód czego moje fotki zamieszczam. Bo niestety  Jacusia na wycieczce nie było, więc nie dość, że muszę pisać to jeszcze robieniem zdjęć mnie uszczęśliwili, a potem marudzili, że ich popędzam, ustawiam i przestawiam. Ale na żarty oczywiście, więc kto by się tym przejmował, chyba tylko Kazimierz, który  zgrabnie w kąciku na wieży widokowej w Kuźni Nowej swój termosik z kawą ustawił. A ja cóż, rolą fotografa bardzo przejęta, tudzież ustawianiem modeli, aby jak najładniej się z przyrodniczym otoczeniem komponowali, jego napominania cichego, że termosik strącę nie słyszałam. Noooo i poleciał ze 2 piętra w dół, a za nim Leszek, tyle że schodami popędził i trochę Kaziowj kawy uratować jeszcze zdążył. Ale niestety termosika już nie, który na szczelności trochę uszczerbku miał. Ja za to miałam  z tego tytułu spore wyrzuty sumienia, bo termosik zabytkowy był, trochę  świata już z właścicielem zwiedził i choć ten złego słowa mi nie powiedział, to i tak głupio mi było. Gdy już wszyscy pięknymi widokami oczy nasycili, a i żołądki też trochę, pojechaliśmy dalej na Prószków, ale już bez Sławka i Eugeniusza, którzy nas pożegnali i do domu zawrócili. Zdecydowalismy, że jedziemy do Rogowa Opolskiego,  ale gdzieś za Prószkowem zapodział nam się Pan Tadeusz. Czekaliśmy na niego dość długo na przystanku przed Zimnicami, ale zniknął jak kamfora nie mówiąc nic nikomu, a jak powszechnie wszystkim wiadomo komórki to on nie uznaje, więc kontakt z nim jest bardzo utrudniony, a czasem wręcz żaden. Może na nastepnej wycieczce dowiemy się gdzie przepadł. W Rogowie zajechaliśmy pod pałac nieco inaczej niż zwykle bo dołem przez park. Obejrzeliśmy rozlewiska i zniszczenia poczynione przez bobry, wygrzaliśmy się w słoneczku, które już pięknie zaczęło przypiekać  i pojechaliśmy dalej, boczną bramą pokonując parę schodków, a to był dopiero wstęp do wspinaczki, bo na kładce pod autostradą było ich znacznie więcej i bardziej strome.   Za każdym razem jak tam taszczę rower pod górę to obiecuję sobie, że to ostatni raz...a wychodzi jak zwykle. Po pokonaniu kładki zawsze jeździliśmy pod mostem koło Gniotpolu, ale ostatnio się ogrodzili i trzeba teraz do Malni jechać w drugą stronę prawie przez Odrowąż. Za Przyworami na przystanku zrobiliśmy sobie ostatnią przerwę, bo Kaziowi było gorąco i zaczął się rozbierać, co okazało się zgubne wskutkach dla niego, a mi pozwoliło się zrechabilitować za zniszczony termosik. Gdy ruszyliśmy dalej Bercik z Leszkiem pognali szybciej,  my z Cześkiem się trochę zagadaliśmy, ścieżka rowerowa jest tam wąska, więc Kazimierz jechał za nami. Po chwili gdy nas wyprzedził zapytałam gdzie ma kask, nooooo i okazało się, że został na przystanku. Kawałek już odjechaliśmy, ale nie na tyle daleko by nie zawrócić, bo kask swoją cenę ma. Kaziu pognał po swoją zgubę, a my jechaliśmy powolutku, gdy dojechał do przystanku jakiś "życzliwy" człowiek się już nim zaopiekował, więc zdążył w ostatniej chwili, bo nie wiadomo jak by to sie skończyło. Stwierdziliśmy, że lata lecą i z naszą pamięcią już coraz gorzej i najlepiej wszystko wieszać na rowerze, bo to nie pierwszy raz jak ktoś po coś wraca, bądź też gubi bezpowrotnie/ mam nadzieję żę Pan Tadeusz się odnajdzie/. I nawet najmłodszym i najbardziej poukładanym rajdersom to się zdarzyć może. Dalej już bez większych przygód wałami przy Odrze potem przez Groszowice i Królewską Wieś wróciliśmy do Opola robiąc jakieś 60 km.


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Odwiedzający

Odwiedza nas 793 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie