Zabudowania pierwszego pałacu w tym miejscu powstały w XIV w., w tym samym czasie też rozpoczęto tworzenie parku. Fundamentem pałacu, który swoją świetność przeżywał w XIX i XX w., był pałac należący do rodziny von Francken-Sierstorpff. Kolejnymi właścicielami była rodzina von Schaffgotsch, która przebudowała i rozbudowała obiekt oraz otaczający go park. Powstały wtedy stawy, malownicze kanały, alejki oraz liczne obiekty małej architektury. Sprowadzono również z całej Europy liczne gatunki roślin obcego pochodzenia.
Najpierw pokazałam im Pruską Kolumnę Zwycięstwa z tablicami, na których można było odczytać jeszcze nazwiska- zwaną przez miejscowych – Aniołem/ kiedyś posąg Nike stał na jej szczycie/. Tam Kazimierz podzielił czekoladę podarowaną nam na odchodne przez Grażynę. Potem pojechaliśmy zobaczyć "Mysią wieżę"- czyli sztuczne ruiny i grotę św. Brygidy, znajdującą się tuż pod nią. Gdy ja ustawiałam wszystkich do zdjęć, Kazimierz znalazł schody i wdrapał się na wieżę, a my mu tego z Januszkiem pozadrościliśmy i wdrapaliśmy się też, by pooglądać świat z góry zgodnie z przeznaczeniem- bo była to kiedyś wieża widokowa. Gdy znów wsiedliśmy na rowery to poprowadziłam ich pięknymi alejkami wśród starych drzew do dawnego Mauzoleum w środku parku. Niełatwo je znaleźć, bo jest mało widoczne wśród zieleni i trafiłam na nie kiedyś przypadkiem szwendając się z Jackiem S. po parku. Obecnie jest dość mocno zrujnowane, tak jak i schody, które do niego prowadzą. Ale widać jeszcze przez dziurę w podłodze – podziemną kryptę. W tym miejscu rośnie najwięcej niedźwiedziego czosnku popularnej obecnie przyprawy o wielu zdrowotnych ponoć właściwościach, mocnym zapachu i pięknym wyglądzie. Po krótkiej przerwie pojechaliśmy dalej alejkami wzdłuż kanałów oglądając po drodze kapliczkę, ruiny lodowni, altany, aż dotarliśmy do jeziora i pałacu, który z tej strony większość oglądała po raz pierwszy. Wyjechaliśmy z parku w stronę kościoła, który był otwarty bo przygotowywano się do koncertu na rzecz odnowy obecnego Mauzoleum, znajdującego się przy kościele. Zwiedziliśmy oba obiekty i udaliśmy się w drogę powrotną przez Tłustoręby do miejscowości Rogi, gdzie obejrzeliśmy kolejny pałacyk w całkiem niezłym stanie,w którym obecnie znajduje się szkoła. Z Rogów przez Roszkowice i Piotrową zjechaliśmy do Niemodlina, gdzie w naszej ulubionej cukierni Prezes Kazimierz – tak jak obiecał postawił ciastka wszystkim, którzy byli wytrwali i tam dojechali. Pierwszej grupie obiecał to Jacek, ale czy dotrzymał słowa nie wiem, bo jadłam bajaderki Kazimierza, które są już w naszym klubie legendarne z racji swej szałowej ceny- 50 gr. za sztukę. To naprawdę sztuka znaleźć tak tanie ciastka w cukierni- polecam są tylko w Niemodlinie. Po konsumpcji ruszyliśmy przez Sosnówkę, Prądy, Wawelno, do Chróścińskiego tym razem parku. Jacka nie było, to nikt nie chciał nóg moczyć w stawie, więc pojechaliśmy dalej drogą przy torach, aż do Opola. W tym miejscu zaczęliśmy się rozjeżdżać, każdy w stronę domu, pierwsi pożegnali nas na Damboniowie – państwo Galusowie, potem zniknął Romano, a Kazimierz wciągnął nas w "wykopki" na ul. Niemodlińskiej bo chciał zobaczyć postępy prac drogowych, a sam się ulotnił bokiem przez most na kanale i ul. Spychalskiego. A my z Januszkiem i Heleną kręciliśmy się między barierkami i testowaliśmy nowy przejazd pod mostem z jednej strony na drugą w okolicach pl. Kazimierza. Było całkiem nieźle, gdyby ścieżka rowerowa nie urwała się nagle koło wału, a my musieliśmy się przepychać wąskim chodnikiem między ekranem, a kamienicą. Potem już bez przeszkód dotarliśmy na Rondo i dalej udaliśmy się w stronę domów mając na liczniku ok. 100 km.
2018-04-29 Kopice
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
mde
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav
dav