Nie było Kazia, ani Jacka to ja musiałam prowadzić ekipę – zaczęliśmy od wyspy Bolko, Chmielowic, potem przez Domecko i Pucnik dotarliśmy do leśnej jedynki na Rzymkowice. Tu dogonił nas Jacek z Grażyną i dalej jechaliśmy już w 13 osobowym składzie. W Rzymkowicach skręciliśmy na Pogórze, potem jechaliśmy boczną drogą przez Frącki i Górkę Prdnicką do Ligoty Bialskiej. Tu Sławek zachęcił nas do obejrzenia witraży w miejscowym kościele, które podobno projektował Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Jak potem sprawdziliśmy u wujka Google, Tetmajer to był – ale Władysław, ten uwieczniony w "Weselu" przez Wyspiańskiego. Obejrzeliśmy całkiem ładny kościół, ale akurat był chrzest i nie chcieliśmy przeszkadzać, więc witraże obejrzeliśmy "kukając" przez szybkę w drzwiach. Było już dość późno i musieliśmy się sprężać by zdążyć na 13-tą do Białej, wpadliśmy na rynek, a tam cisza. Okazało się, że w tym roku koncert będzie na stadionie, a orkiestry ruszały spod Domu Kultury. Ustawiliśmy się na skraju parku, skąd był dobry widok na maszerujące orkiestry i mażoretki. W międzyczasie dojechali Marek i Grzesiek na kolarkach i nasza grupa liczyła już 15 osób w tym momencie. Orkiestr było kilka, w tym czeska reprezentacja z Jessennika i Krnova, której dyrygent wykonał specjalnie dla nas kilka ewolucji tanecznych- miał gość poczucie humoru. Brakowało nam trochę ślicznych mażoretek z Jessennika, które podziwialiśmy co roku, ale i tak największe wzruszenie jak zwykle wywołały te najmłodsze 3- latki z Białej. Po przemarszu do Opola pojechali – Herbert rowerówką do Łącznika, potem na Nowy But i Otment, Czesiek- główną drogą asfalcikiem przez Prószków i 2 -ch Sławków- moją leśną drogą przez Chrzelice, a reszta udała się za całym korowodem na stadion. Tu dołączyli do nas Grzesiek/syn Grażyny/ i Romek, którzy przyjechali samochodem. Po chwili wszystkie orkiestry i mażoretki staneli w czworoboku i dali wspólny koncert - najpierw dowodził dyrygent z Krnova- z wrodzonym sobie poczuciem humoru, a następnie orkiestmistrz z Białej. Później pod sceną wystąpiły kolejno zespoły mażoretek, a potem orkiestry, a my nieco głodni udaliśmy się do pobliskiej restauracji na pstrąga, Marek i Grzesiek woleli kiełbaski. Ludzi było sporo i trochę musieliśmy poczekać, kiepsko też było z miejscami i musieliśmy podzielić się na mniejsze grupki. Maciej zaprosił wszystkie panie na ławeczkę przed tawerną, gdzie można było słuchać muzyki i konsumować rybkę nad stawem w przyjemnych okolicznościach przyrody, z talerzem na kolanach, ale daliśmy radę. W ostatnim czasie lokal rozbudowano i tanio to tam już nie jest, ale rybka nadal dobra. Gdy my konsumowaliśmy, najkrótszą drogą do domu wybrał się Marek, a pół godziny później Grzesiek. Reszta nie mogła się zdecydować, czy jechać już, czy za chwilę i w końcu znowu się podzieliliśmy, bo co niektórzy chcieli jeszcze posłuchać muzyki. Ja pojechałam z Kasią i Heleną ścieżką rowerową z Białej do Łącznika, potem zielonym szlakiem z Chrzelic koło nadajnika, dotarliśmy do naszej jedynki na Pucnik i tak jak poprzednio przez Domecko i Chmielowice dotarliśmy do Opola ok. 19.30 mając na liczniku 105 km. Jacek, Grażyna,Tadeusz i Maciej zostali prawie godzinę dłużej bo chcieli posłuchać orkiestry z Jesennika, toteż i godzinę później wrócili do domu. A jechali drogą przez Rzymkowice, bo Jacuś bał się, że na moją drogę przez Chrzelice sam nie trafi.
2018-05-20 Parada Orkiestr w Białej
dav
dav
sdr
sdr
dav
dav
mde
mde
mde
sdr