Wydrukuj tę stronę

2019-09-29 Samochodowo- rowerowy wyjazd do Kędzierzyna

Kończy się już wrzesień, i choć w kalendarzu jesień, to pogoda wciąż letnia ... toteż jeździmy daleko i coraz dalej :) W tą niedzielę zaniosło nas aż do Kędzierzyna. Co prawda na start koło hotelu Solidaris dotarliśmy samochodami – Wojtek z Teresą, ja ze Sławkiem i z Krysią, a Józek pociągiem, ale po okolicy jeździliśmy rowerami. Rajd organizował Kędzierzyński MOSiR we współpracy z PTTK i był przełożony w czasie, bo w poprzednim terminie mocno padało. Aleeee jak powiada przysłowie, co się odwlecze to ... nie uciecze i faktycznie tak było :)

Zapisy były internetowe już dużo wcześniej, ale że nie wszyscy przyjechali to i dla naszej spóźnionej trójki miejsce się znalazło, a nawet załapaliśmy się na funkcyjnych, ponieważ uczestników było około 60-ciu, a przewodników trochę mało :( Nasze kurteczki są odblaskowe, więc świetnie nadawaliśmy się by prowadzić, bądź zamykać grupy. Podzielono nas na 15 osobowe zespoły i tak pojechaliśmy przez osiedle Azoty do lasu. A potem prościuteńko leśną drogą do Rudzińca. Po drodze minęliśmy kilka bunkrów o ciekawej konstrukcji – wyglądały jak wkopane do połowy naboje z otworami drzwiowymi :) Oprócz przewodników jechał z nami leśniczy Adam, który co jakiś czas opowiadał nam przyrodnicze ciekawostki, prezentował ciekawe miejsca i okazy drzew. Po bunkrach pokazał nam kamienny krąg z dziwnymi znakami – gdzie kiedyś podobno spotykały się różne podejrzane grupy /neonaziści, sataniści i czort wie, kto tam jeszcze/, obfociłam to w biegu i goniłam grupę. Następnym ciekawym miejscem była kapliczka Hubertusa na skrzyżowaniu dróg, pod wielkimi bukami – pomnikami przyrody. Leśniczy opowiadał nam o zwyczajach myśliwych po polowaniu – pokocie i o tym jak to z tymi pomnikami przyrody jest :) Każdy jest numerowany i nie przybija się już tabliczek do drzewa, ale na specjalnym wbitym obok słupie i nawet jak się ze starości już pomnik obali to dopóki się nie rozsypie – nadal tabliczka jest, chociaż ze spisu już się go usuwa. Po drodze mijaliśmy wielu grzybiarzy z pełnymi koszami, gdyż sezon trwa, a darów lasu nie brakuje. Po tych kilku dydaktycznych postojach dotarliśmy w końcu do Rudzińca, gdzie najpierw pojechaliśmy zobaczyć pałacyk i park z małym mauzoleum dawnych właścicieli – Gustawa i Emmy von Ruffer. Tu o jego historii opowiadał nam Wojtek – przedstawiciel PTTK. Następnie załapaliśmy się na odpust w małym drewnianym kościółku św. Michała. Kto miał ochotę, zakupił sobie na straganach odpustowych ciasteczek, a pozostali słuchali opowieści Wojtka i miejscowego proboszcza o tym kościele. Po tej podwójnej lekcji historii udaliśmy się w dalszą drogę do Starej Kuźni, gdzie ma siedzibę kędzierzyńskie nadleśnictwo, w pięknie odrestaurowanym kompleksie zabudowań z czerwonej cegły, pozostałość z czasów świetności rodziny hrabiowskiej Hohenhoe. Pan hrabia lubił polowania, więc w tym miejscu stacjonował jego wielki łowczy, konie w stajniach, a nasz największy podziw wzbudziła XIX wieczna 35 m wieża obserwacyjna. Już wtedy hrabia zatroszczył się o ochronę przyrody i bezpieczeństwo p.poż. Jak nam opowiadał leśniczy są tylko 4 takie murowane z czerwonej cegły w kraju. Pozwolono nam na nią wejść, a pracujący tam obserwator opowiedział nam parę ciekawostek o tym, co z tej wysokości, przy dobrej widoczności zobaczyć można. W tym czasie na dole organizatorzy rozpalali już ognisko, a my po zejściu z wieży, poszliśmy jeszcze zobaczyć izbę leśną, a w niej dokumentację fotograficzną z największego w latach 90- tych pożaru w tym rejonie, oraz wystawę wypchanych zwierzaków, żyjących w okolicznych lasach. Leśniczy uczył nas rozróżniać łanie – czyli samice jelenia, od kóz – samic koziołków, potocznie zwanych sarnami, mylonych z łaniami – a to nie to samo, niestety. Zobaczyliśmy czym się różni zając, od polnego królika i kilka mniejszych futrzaków z rodziny kunowatych, jenota, bażanta, dzika. Gdy już dobrze zgłodnieliśmy udaliśmy się w stronę ogniska, gdzie reszta już raczyła się kiełbaskami. Było tego sporo i wszystko "z darma" , więc niech żałują ci, co nie dojechali. Upiekliśmy, zjedliśmy, a potem musieliśmy w małych podgrupach wykonywać różne zadania, by zasłużyć na prezencik MOSiR-u – małą rowerową apteczkę. Było przy tym dużo śmiechu i radości, bo zadania były o różnym stopniu trudności np. biegi, przysiady, tańce i podskoki w koło ogniska. Później swoje prezenty rozdawał Wojtek z PTTK – rowerowe saszetki z książeczką kolarską. Organizatorzy mieli też prezenty dla pierwszych 5 zapisanych uczestników rajdu i tu załapał się nasz Wojtek – na całkiem zgrabny termosik. Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkową grupową fotkę i najedzeni, rozbawieni udaliśmy się w drogę powrotną do Kędzierzyna pod hotel Solidaris. Tam nastąpiło oficjalne zakończenie rajdu, miejscowi ruszyli na rowerach do domu, a my załadowaliśmy swoje rumaki na samochody i ruszyliśmy do Opola. W sumie za wiele kilometrów to nie zrobiliśmy – chyba jakieś 35 tylko, ale poznaliśmy fajnych ludzi i nowe okolice.

 


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie