Wydrukuj tę stronę

2020-11-01 Samotna wyprawa na Boże Oko

Pierwsza listopadowa niedziela i choć data trochę smutna, a na dodatek covid szaleje i są ograniczenia, co do spotkań towarzyskich - to w domu usiedzieć trudno, bo w końcu zaświeciło słońce po wielu deszczowych dniach. Przez ostatnie dwie niedziele zajęci zbieraniem grzybów zapomnieliśmy o jesiennej wyprawie na Boże Oko, a przecież to najpiękniejsze miejsce w trochę dalszej okolicy, które cyklicznie o tej porze roku odwiedzamy.

Może inni potrafią to sobie odpuścić, ale nie ja, a skoro nie można jeździć grupami to trzeba parami. Poprosiłam Jacka S. żeby mi towarzyszył, bo samotnie smutno uroki tego miejsca podziwiać. Trochę się opierał, bo to daleko, a pogoda niepewna, ale siłą moich argumentów w końcu go przekonałam i pojechaliśmy. Klubowo to wyruszamy o dziewiątej, ale my się nie wyrobiliśmy i dopiero o 10.30 wsiedliśmy na rowery i przez Grudzice, Malinę ulicą Adama wpadliśmy na leśny jakubowy szlak do Kosorowic. Przez las się fajnie jechało, choć miejscami było mokro i błotniście, ale osłaniał od wiatru, który na otwartej przestrzeni nas nie oszczędzał. Do Kamienia Śl. i dalej przez Siedlec, Sprzęcice, Ligotę Dolną aż do Wysokiej to nie dość, że jechaliśmy pod górkę to ciągle i pod wiatr. W Kadłubie było trochę lepiej, a do Dolnej jechaliśmy z wiatrem, pod górkę to nawet nas trochę popchało. Za Dolną było już tylko lepiej, bo z górki i na dodatek w pięknych okolicznościach przyrody. W końcu mogłam nasycić oczy kolorami lasów bukowych, które porastają te wzgórza. Zjazd był szybki, długi, ale dość wyboisty, bo droga jest w coraz gorszym stanie. Gdy dotarliśmy do Czarnocina Jacek zajął się podgrzewaniem „swoich flaków” na kuchence, a ja poszłam pod górkę zobaczyć, co się zmieniło na „Bożym Oku”. Pięknie było jak zawsze, a dywan z czerwonych liści pokrywał całą drogę, po której stąpałam. Słońce prześwitywało między drzewami wydobywając wszystkie kolory i odcienie jesiennego krajobrazu. Na górce niespodzianka - postawili już nową kapliczkę, w miejsce starej, którą dwa lata temu zniszczyło drzewo powalone przez wichurę. Jeszcze jest pusta - ale jest i jest szansa, że wkrótce ktoś ją urządzi i będzie jak dawniej, a może nawet ładniej. Gdy zeszłam na dół, słońce niestety też się schowało, zrobiło się późno, a że Jacek skończył konsumpcję, to zarządziłam odwrót. Zrobiłam kilka pamiątkowych fotek i zaczęliśmy zjeżdżać - ku mojej radości z wiatrem moimi ulubionymi wąskimi dróżkami i wąwozami. Wylądowaliśmy najpierw w Lichyni, potem Leśnicy, Zdzieszowicach, przemknęliśmy bokiem między Krapkowicami, a Gogolinem plącząc się trochę po obwodnicach i przejazdach. Trafiliśmy w końcu na starą drogę na Malnię, Chorulę i przez Kąty Op. dojechaliśmy do Przywór. Dalej droga wiodła przez Grotowice do Groszowic, gdzie złapał nas deszcz i nie opuścił aż do domu tak, że wróciliśmy zmęczeni bo na liczniku stuknęło nam 97 km, trochę przemoczeni, ale szczęśliwi, bo plan został wykonany, a ja zobaczyłam to co chciałam zobaczyć i żaden koronawirus mi w tym nie przeszkodził, ani ciemności i jesienne deszcze ... TEwa P.s. Zapomniałam dodać, że po drodze w Krępnej widzieliśmy przy drodze wolno biegającą między kurami złocistą nutrię, to chyba efekt nowej "ustawy futerkowej", której ktoś podarował wolność i życie. A trochę dalej bażanta, który leżał na polnej drodze i udawał martwego, a jak się zbliżyliśmy to odleciał z furkotem - chyba się domyślił, że miałam na jego piękne piórka ochotę.


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie