Byli to: Ola, Czesiek Pirat dosiadający ZOMOwóz, Janusz, Czesiek na Focusie, Bruno, Sławek, Kazimierz, no i ja Jacek na FrauCules'ie.
Po czułych powitaniach (niektórzy pojawili się po raz pierwszy w tym roku) zaaprobowano propozycję Sławka – Mikolin Pomnik Żołnierzy Radzieckich.
Na dźwięk dzwonów kościelnych ruszyliśmy Katowicką w kierunku stadionu by przez most na Odrze, Wrocławską, by Partyzancką wydostać się z Opola w kierunku Sławic. Dalej przez Żelazną do Niewodnik, gdzie zrobiliśmy sobie, krótki oddech przed dalszą trasą. Przed nami był Narok z zabytkowym pałacykiem, ale niestety w opłakanym stanie niemal walącej się ruiny, więc nie zatrzymując się pojechaliśmy nad brzeg Odry na jaz iglicowy Chróścice.
Na miejscu przekonaliśmy się o prawdziwości słów Sławka z wcześniejszych tam bytności, że na zimę jest on składany, tzn. iglice wyciągane, a konstrukcja zatapiana. I w takim właśnie stanie go zastaliśmy - iglice leżały na brzegu, a w miejscu spiętrzenia woda się „wybrzuszała” na jakiejś przeszkodzie na dnie, (pewnie tej zatopionej konstrukcji).
Słońce świeciło i nad nami po niemal bezchmurnym niebie przeleciał klucz gęsi. Po odpoczynku wróciliśmy na główną drogę i skierowaliśmy się do Golczowic, gdzie natknęliśmy się na pierwsze oznaki wiosny. Były to bazie, które znalazły swoich amatorów.
Z Golczowic, żabi skok do Mikolina cel nasze wyprawy. Nie pierwszy zresztą i nie ostatni, o czym wspomniał Sławek, „główny inspirator” wyboru kierunku tej wyprawy ;-) .
Chwila na spożycie, popicie, oddechu i pogaduszkach minęła nam w dość szybkim tempie i ani się spostrzegłem jak przy pomniku zostałem sam, towarzystwo dosiadło rumaków i mi odjechało. Dogoniłem ich dopiero przy wjeździe do Popielowa.
Dalszym kierunkiem jazdy była Ładza. Droga prowadziła przez dość zacieniony las i tu na poboczach drogi oraz w głębi lasu leżało jeszcze dość sporo śniegu. Z Ładzy skierowaliśmy się do Dobrzenia Wielkiego przejeżdżając przez Kup, by dalej przez Brzezie, Świerkle, Czarnowąsy, Krzanowice powrócić około godziny 16 do Opola.
Przejechany przeze mnie dystans to 82 km, (dystans innych, ze względu na odległość do miejsca spotkań, może się różnić od mojego). To dość sporo jak na początek sezonu jeździeckiego, więc niektórzy nie 'wyjeżdżeni' uczestnicy wycieczki odczuli swoje braki kondycyjne na własnych nogach jak i też częściach ciała służącymi do siedzenia.
Humory i pogoda jak kelner - wprawdzie nie do rachunku ale - dopisały. Słońce towarzyszyło nam całą drogę, wiatr był taki jakoby go nie było, więc o wycieczce można mówić tylko w superlatywach.
To dzisiaj tyle i do spotkań na wycieczkach w kolejne niedziele.
--
JacekS