W tymże lesie zrobiliśmy postój przy ambonie, z której wypatrywaliśmy zwierzyny, a to sarna, a to padalec.... W Pokoju, jak to w Pokoju, trzeba zaliczyć cenny, mocno zaniedbany park, a w nim ruiny na wysepce, śpiącego salonowego czy też pokojowego lwa i koniecznie pokluczyć w drodze do wejmutki. Na lwa wlazła damska część załogi oraz Jacek, reszta sekundowała przy ciężkim schodzeniu ze zwierzyny. Zaraz za pomnikiem, na wyschniętym platanie, dwaj chłopcy trenowali tree climbing (przed międzynarodowymi zawodami w Gliwicach), widowiskowa dyscyplina a i pożyteczna, uprawiający ten sport najmują się do firm, które dbają o kondycję drzew i nie tylko. Park zaliczony, trza jechać. W Paryżu krótka przerwa na odtańczenie kankana na rogatkach i tradycyjnie już sesję zdjęciową. Do Indian w Dąbrówce Dolnej tym razem nie zajrzeliśmy, pojechaliśmy dalej, w Święcinach smutny widok: wiele opuszczonych domostw, a takie urocze miejsce na Ziemi.... Jeszcze Grabice i Zagwiździe i piękna trasa kilkukilometrowa przez las do Dąbrówki Łubniańskiej, piękna widokowo, bo pod kołami trochę mniej piękne dziury, ale w sumie jazda slalomem, czemuż by nie....Od Łubnian Ewa jechała już z zamkniętymi oczami do domu, my natomiast chwilami je otwieraliśmy i tak znaleźliśmy się u kresu naszej pożytecznej, pupobolącej i jak zwykle wesołej wycieczki.