Marek przyjechał pociągiem i zdążył jeszcze przed godz. 10 na zwiedzanie wieży ratuszowej. Na krótko pojawił się Czesiek, który później pojechał na św. Annę. Punktualnie o 10 tej zebrani na rynku w liczbie ok. 80 (z Dobrodzienia, Kolonowskiego, Zawadzkiego, Nysy, Głuchołaz, Opola i Strzelec) zostali przywitani przez organizatorów i władze miasta, a po grupowym zdjęciu wyruszyliśmy ulicami Strzelec w kierunku zachodnim do Szymiszowa. Drogi asfaltowe dobrej jakości – jechało się płynnie. Za Szymiszowem był odcinek drogi leśnej „utwardzonej” drobnymi kamieniami, a więc wytrzęśliśmy się. Do Otmic kawałek był po asfalcie. Za Otmicami pojechaliśmy na byłe lotnisko przedwojenne. Niewiele było widać i niewiele zostało – pozostałości betonowego pasa startowego a w lesie w krzakach resztki budynków. Dalej drogą gruntową na zachód koło kamieniołomu kamienia wapiennego cementowni Górażdże. Widok wspaniały – ogromna dziura w ziemi. Z tego powodu z góry nie było widać, że ściany mają wysokość po 15 metrów. Po krótkiej prelekcji nt. metod wydobycia kamienia pojechaliśmy dalej drogą polną w kierunku Izbicka. Końcówka była po asfalcie. Postój był na tyłach pałacu gdzie była letnia restauracja. Miejsce zacienione i przewiewne – idealne na ten czas, bo było już ponad 28 stopni i słonecznie. Zaserwowano kawę i ciasto a po posiłku było mini zwiedzanie pałacu. Od wojny pałac był wiele razy „modernizowany” więc w środku wnętrza są raczej „kanciaste” ale podziwialiśmy staranność wykończenia i bogatego wyposażenia przez obecnego właściciela hotelu. To był półmetek trasy. Na drugą część wyruszyliśmy ok. 14 tej. Drogami asfaltowymi jechaliśmy już z wiatrem od wioski do wioski. Wszystkie skrzyżowania blokowali organizatorzy więc przejazd był zawsze płynny. Były też 2 postoje w miejscach zacienionych aby rozprostować plecy. Do Strzelec przyjechaliśmy planowo ok. 16 tej objeżdżając dookoła park miejski. Podjechaliśmy pod pawilon zamkowy – jedyny który ostał z całego zamku. Tam czekał już Grzesiek i Tadek, którzy przyjechali z Opola przez G. św. Anny. Zastaliśmy rozstawione stoły i bufet przygotowany przez organizatora. Podawano bigos z bułkami oraz piwo i wodę mineralną. Po posiłku odbyło się zakończenie imprezy i rozdanie pucharów dla drużyn. Też dostaliśmy puchar i dyplom, a było nas całkiem sporo, chociaż tylko 4 zgłoszonych. W Izbicku na pierwszych czterech czekała grupa z Opola z godz. 10 a następnie dojechało jeszcze kilka osób, a więc dodatkowo 10 osób. Pierwsi załapali się jeszcze na ciasto. A więc w sumie było od nas 16 rajderowców. Po pamiątkowym zdjęciu wyruszyliśmy w stronę Opola. Niektórzy m.in. Grzegorz, Herbert, Tadek, Grażyna, Jacek, Ela i Janusz wracali rowerem co dało w sumie trasę prawie 120 km. Już w Opolu była mała kraksa - na ul. Chełmskiej wywrotka Eli – z pod zaparkowanego auta wyskoczył nagle czarny kot. Skończyło się na stłuczeniu kolana, a samochodem Elę zawiozła Ewa do opatrzenia w szpitalu. Kot ocalał. Impreza była bardzo udana, również organizacja imprezy, przejazd trasą malowniczą przez liczne miejscowości powiatu strzeleckiego. Pogoda dopisała, było ciepło, ale miejscami silny wiatr zachodni i północny utrudniał jazdę.