Spis treści
Ostatni dzień podróży. Pociąg startował po 9-tej, ale musieliśmy być wcześniej, bo pani sprzedała nam pięć biletów na pociąg, ale tylko 4 na rowery, bo tyle miejsc jest w przedziale rowerowym i od konduktora zależało czy nas zabierze w komplecie. Pociąg podstawiany był wcześniej iii okazało się, że przedziału rowerowego wcale nie było. Ale konduktor był tam miły, że pozwolił nam się zapakować na pocżątek i koniec pociagu. Trzy rowery poszły do przodu, dwa na koniec, a bilety mieliśmy na początku ostatniego wagonu, wiec tam zrzuciliśmy bagaże i kolejno dyżurowaliśmy przy rowerach. Ja ulokowałam się na stałe w ostatnim przedziale bo był pusty i spotkałam najpierw miłą rowerzystkę, a potem jak ona wysiadła to rowerzystę z Lublina, wiec kolejno opowiadali mi o tym czego nie zdążyłam zobaczyć. Podróż upłyneła mi w miłej atmosferze i towarzystwie. Gdy w Opolu po wyjściu z pociagu wsiadłam na rower, stukneło po chwili na moim liczniku, którego nie zerowałam od początku trasy - 1000 km, więc tyle mniej więcej pokonaliśmy zwiedzając ten ciekawy zakątek naszego kraju. Pojechaliśmy tam o rok za wcześnie, bo w wielu miejscach trafialiśmy na budowę ścieżki rowerowej o wdzięcznej nazwie green velo, która ma opasać całą polskę, czasami nawet jechaliśmy tymi odcinkami, które już są oddane. Za rok ta podróż na pewno byłaby łatwiejsza i przyjemniejsza, bo z dala od spalin i samochodów, ale i tak było pięknie, dużo zwiedziliśmy, zobaczyliśmy i przeżyliśmy. Januszek świetnie się spisał w roli kwatermistrza, a Tadeusz mimo, że najstarszy z nas nigdy nie marudził, nie narzekał że ciężko, daleko, czy gorąco, wyróżniał sie swoistym poczuciem, humoru i pogodą ducha, no i niezłomną kondycją- obyśmy wszyscy tacy w jego wieku byli...