2018-04-08 Podglądamy kaczki i łabądki, przeprowadzamy żaby przez jezdnię

Wiosna w pełni, słońce przygrzewa, więc kto żyw spieszy w plener - rajdersi również. Na zbiórkę przyjechało 14 osób, pojawili się nawet tacy, których całą zimę nie widzieliśmy. Brakowało nam tylko Grześka by sprawdził obecność i czuliśmy się trochę opuszczeni, bo nie miał nas kto przeliczyć i wyprawić w trasę. Długo nie mogliśmy ustalić, gdzie pojedziemy, bo propozycji było kilka, ale w końcu zwyciężyła opcja Bercika, że jedziemy do Kamienia Śląskiego, a potem się zobaczy – może na Annaberg.

Tradycyjnie już w drogę ruszyło nas mniej, bo Czesiek P. od razu pognał na swoją ulubioną górkę, a Bruno miał dyżur na farmie i pojechał tam ze swoją Lady w koszyku. A reszta ruszyła w dalszą drogę przez Królewską Wieś, Grudzice w stronę Maliny by sprawdzić rozkopany przez kolejarzy leśny przejazd przez tory, bo za miesiąc będziemy tą drogą prowadzić rowerową pielgrzymkę na górę św. Anny. Za Maliną grupa się podzieliła, Kazik z Grześkiem G. pojechali sprawdzić kolejarskie wykopki, a Bercik poprowadził nas objazdem, który okazał się trochę za długi, ale i tak spotkaliśmy się na boisku pod Kosorowicami. Po szybkiej konsumpcji drugiego śniadania ruszyliśmy dalej drogą na Kamień Śl. Tu w otwartym polu dopadł nas wiatr i tak umęczył, że wszystkim odechciało się zdobywania "Wielkiej Anki" pod górkę i pod wiatr. Zatrzymaliśmy się w przypałacowym parku i tu jedni oglądali kaczory jak zalecają się do kaczyc, a inni poszli na kawę i lody do kawiarenki. Mnie się udało wyfocić kilka ładnych kaczek, które wcale się nie bały i jadły chłopakom prawie z ręki. Gdy wszyscy się już najedli, napili i odpoczęli to zaczęli dyskusję gdzie pojechać dalej – jedni chcieli na Kamionek, drudzy na Turawę – zwyciężyła opcja – Turawa, a na Kamionek pojechał Bercik bo miał już dość walki z wiatrem i chciał do domu. My pojechaliśmy przez Izbicko i mieliśmy szczęście, bo otwarta była brama pałacu, więc wjechaliśmy do parku, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia i podziwialiśmy przepiękne dywany z kwitnących na biało zawilców i połyskujących między nimi żółtych ziarnopłonów wiosennych /sprawdziłam w necie, bo były dyskusje, co do ich nazwy/. Z Izbicka pojechaliśmy przez Utratę na Daniec i dalej na Ozimek. Na leśniej drodze spotkaliśmy na krótkim odcinku wiele rozjechanych żab, pewnie było to ich miejsce wędrówek z jednego mokradła na drugie nooo i nie wszystkim udało się przeprawić na drugą stronę jezdni. Zobaczyliśmy też ropuchę, która niosła na plecach swojego faceta, ale się zestresowała i przycupneła na środku drogi, żal nam się zrobiło tej pary i gdy zrobiłam im fotkę, poprosiłam Sławka by pomógł im w przeprawie, co on ochoczo uczynił /ja trochę brzydzę się żab i wolę oglądać je z pewnej odległości/. Po krótkiej przygodzie z żabami pojechaliśmy dalej, a w Józkowym rowerze cały czas coś trzeszczało, trzeszczało, aż się wytrzeszczało - spadł mu łańcuch i zaklinował się w przedniej zębatce. Ale, że pomocników mu nie brakowało, to szybko usunęli usterkę i pojechaliśmy do Ozimka by obejrzeć zabytkowy wiszący most koło huty - bo Maciej tam nigdy nie był. Przed Ozimkiem pożegnał się z nami Kazimierz, który poczuł chyba zapach niedzielnego obiadu i pognał najkrótszą droga do Opola. Przed samym mostem problem z łańcuchem miał Leszek, który się wymądrzał, nie słuchał "dinozaurów" pojechał na skróty i po prostu go zerwał. Miał szczęście, że Grzesiek miał zakuwacz i pomógł mu go zreperować i mogliśmy pojechać dalej przez Antoniów na Jedlice. Za wsią jest polna droga do przepompowni wody, którą odkryłam parę lat temu i zaprowadziłam grupę na wały by pooglądać i posłuchać gniazdujących tam ptaków. Warto było, bo oni tego miejsca nie znali, a jest naprawdę godne uwagi. Tam Mała Panew wpada do jeziora, a na malowniczych rozlewiskach spotkać można wiele łabędzi, kaczek i wszelkiego innego koncertującego ptactwa. W późniejszym okresie przyłączają się do nich żaby- bo wiosna to piękny czas nie tylko dla ludzi, ale i budzącej się po zimie flory i fauny i warto to obejrzeć póki jeszcze człowiek tego zniszczyć nie zdołał swoją rabunkową gospodarką. Dalej pojechaliśmy wałem, aż do Szczedrzyka walcząc z wiatrem, który w otwartej przestrzeni znowu mocno dawał się nam we znaki. Prosto z wału, wąską ścieżynką wjechaliśmy do lasu koło Dużego jeziora, mijając po drodze plażujących przy tej pięknej pogodzie ludzi. Tłok się tam zrobił okropny, ciężko było przejechać. Przy Średnim jeziorze opuścił nas Marek, który pojechał na spotkanie ze znajomymi biwakującymi na harcerskim ośrodku po drugiej stronie jeziora. No i tak zostało nas 7 wspaniałych ale trochę głodnych, więc zajechaliśmy po drodze do "Zefirka". A tam ... tłumy zgłodniałych rowerzystów, toteż trochę musieliśmy poczekać na flaczki i pierogi, bo nic innego już nie było, oprócz zupy chmielowej, która cieszyła się największym powodzeniem. Jak się rozsiedliśmy i najedliśmy to już nam się wcale jechać dalej nie chciało, ale cóż zrobiło się już późno i jakoś do domu doturlać się trzeba było - wybraliśmy najkrótszą drogę przez las do Niwek i dalej lasem do Zbicka, gdzie Józek miał już dość obijania tyłka po dziurach i skręcił w lewo na ścieżkę rowerową zabierając ze sobą Galusów. Do Opola dojechaliśmy we czwórkę robiąc około 75 km jak zwykle jedni trochę mniej inni więcej, zależnie od miejsca gniazdowania.


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Odwiedzający

Odwiedza nas 998 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie