2018-06-08:10 Rajd BTKK "CATENA" – "Kwitnące rodendrony"

Kolejny raz wybraliśmy się na rajd do Pawłek na zaproszenie klubu rowerowego z Bytomia. Niestety rododendrony kwitnące były tylko w nazwie, bo w tym roku już w kwietniu lato wskoczyło na miejsce wiosny i wszystko zakwitło wcześniej i równie szybko przekwitło. Ale nam to zupełnie przeszkadzało bo w jak głosi nasze hasło - nie ważne gdzie i jak, ale ważne z kim, a rajdy z "Cateną" zawsze są udane.

 

8.06.2018 r. Piątek

W tym roku, aż dziesięć osób z naszego klubu zdecydowało się pojechać do Pawełek, ale jak zwykle w podgrupach, bo gdy jedni mają urlop to inni muszą jeszcze pracować. Pierwsi wyruszyli już rano pociągiem do Zabrza - Marzena, Marek, Janusz i Józek, bo chcieli zwiedzić kopalnię "Guido", pałacyk w Brynku i coś tam jeszcze po drodze. Zwiedzanie kopalni bardzo im się podobało, no i trochę przedłużyło, więc na nocleg dotarli później niż my bo i kilometrów mieli do przejechania 85 km, a my tylko 60. Herbercik wolał jechać sam, w swoim tempie i był najszybciej w schronisku. Sławek pojechał samochodem z rowerem na dachu i naszymi bagażami w bagażniku/spotkaliśmy się po drodze w Lędzinach/ ale, że jechał przez Częstochowę bo chciał odwiedzić mamę po drodze, to też przyjechał nieco później niż my. Ja miałam jechać z Grześkiem G. Po pracy po 15-tej, ale dzień wcześniej zadzwonił Czesiek "Pirat" i Pan Tadeusz – bo też chcieli jechać z nami. Ruszyliśmy w trójkę ścieżką rowerową spod Mc Donalda na Ozimskiej, a po drodze w Chrząstowicach zgarneliśmy Cześka. W Dębskiej Kuźni skręciliśmy do lasu na czarny szlak w stronę Krasiejowa, , a po drodze przeskoczyliśmy na żółty. W Krasiejowie jechaliśmy wzdłuż Małej Panwi do Staniszcz Małych, potem przeskoczyliśmy krajówkę i dalej lasem na Myślinę. Jak wyruszaliśmy słońce grzało mocno, był upał, a po godzinie zaczeło się chmurzyć i burzyć. Na szczęście gdy dopadła nas ulewa, schroniliśmy się pod parasolami na kąpielisku w Myślinie. Nie padało długo więc po krótkim odpoczynku pojechaliśmy dalej do Dobrodzienia, a za miastem skręciliśmy na Ciasną, robiąc ostatnie zakupy w miejscowym markecie. Do Pawełek dotarliśmy około 19.30, przywitaliśmy się z organizatorami, zakwaterowaliśmy się w pokojach i czekaliśmy na resztę rajdersów. O 20-tej odbyła się mała odprawa, gdzie dowiedzieliśmy się jaki mamy plan na jutro i co będziemy zwiedzać. Tym razem prowadził Piotr, ponieważ Ryszard miał ważną imprezę rodzinną i przyjechał tylko na zwiedzanie pałacu w Koszęcinie. W tym roku oprócz nas i Śląska, zjawili się także reprezentanci z Warszawy, Kielc i  Łodzi.

9.06.2018 r. Sobota

W trasę wyruszyliśmy o 9-tej, pogoda dopisywała, a w związku z tym humory również. Było nas ponad trzydzieści osób, toteż musieliśmy się podzielić na dwie grupy, żeby nie utrudniać ruchu na drodze, ale jechaliśmy tak, by być w zasięgu wzroku i nikogo nie zgubić. Jechaliśmy przez Kochcice, więc wstąpiliśmy obejrzeć pałac, w którym obecnie mieści się centrum rehabilitacji. Następnym punktem programu był drewniany kościół w Cieszowej.

 
Kościół pod wezwaniem św. Marcina w Cieszowej został zbudowany na początku XVIII wieku, na miejscu starszego budynku, postawionego jeszcze przez protestantów pod koniec stulecia XVI. Nawę i prezbiterium wzniesiono w konstrukcji zrębowej, wieżę w słupowej. Budynek obity jest gontami. Dzwonnicę przykrywa baniasty hełm, którego mniejszy odpowiednik wieńczy sygnaturkę na nawie głównej. Ciekawym elementem są obiegające kościół soboty.
Cieszowa jest sporą wsią, położoną kilka kilometrów na północ od Koszęcina, w granicach Parku Krajobrazowego „Lasy nad Górną Liswartą”. Miejscowość należy do najstarszych na tym terenie - źródła historyczne wymieniają jej nazwę już na początku XIV wieku. W pierwszych latach swego istnienia miejscowość należała do książąt śląskich, a z czasem przeszła w inne ręce - majątek ten posiadali m.in. Cieszowscy, Strachwitzowie, Larischowie, Sobkowie i – wreszcie – książecy ród von Hohenlohe. We wsi zachowało się kilka pamiątek historycznych. Są wśród nich m.in. zabudowania dworskie (w ruinie) oraz odrestaurowany, drewniany spichlerz. Pozostałością po wielowiekowej obecności wyznawców judaizmu w Cieszowej jest zabytkowy, ulokowany poza wsią cmentarz żydowski, z macewami przede wszystkim z XIX wieku. Pierwsza świątynia w Cieszowej powstała prawdopodobnie już w czasach średniowiecznych. Dokumenty z XVI wieku wspominają o założeniu przy niej cmentarza. Pod koniec tego stulecia Cieszowscy fundują zbór protestancki – skromną, bezwieżową budowlę, którą po kilkudziesięciu latach, podczas kontrreformacji, przejęli katolicy. Obecny kościół został wzniesiony w 1751 roku; jest orientowany, złożony z wieży na rzucie kwadratu (przykrytej kopułą z latarnią i baniastym hełmem), szerokiej nawy i węższego, zamkniętego trójbocznie prezbiterium. Na dachu umieszczono małą sygnaturkę z baniastym hełmem. Przy prezbiterium znajduje się zakrystia, nad którą ulokowano emporę kolatorską. Na zewnątrz, wzdłuż ścian nawy, zbudowano soboty. Cały kościół, prócz ścian wieży, pokryto gontami. W środku najciekawsze są zabytki z XVIII wieku: trzy barokowe ołtarze i niewielkie organy. Kościół pod wezwaniem św. Marcina w Cieszowej znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej województwa śląskiego.
 

Po zwiedzeniu kościółka pojechaliśmy obejrzeć stary żydowski cmentarz, zniszczony przez wichurę parę lat temu, podobno wiatr był tak silny, że macewy zbierano po okolicznych polach.  Po chwili znów jechaliśmy dalej bo na 10.30 byliśmy umówieni z przewodniczką w koszęcińskim pałacu, która w bardzo ciekawy sposób przybliżyła nam nie tylko historię pałacu, zespołu "Śląsk", ale również regionalne zwyczaje. Zaprowadziła nas na wieżę widokową i do izby tradycji, gdzie mogliśmy przymierzać ludowe stroje, by poczuć klimat tamtych lat i pobawić się jak dzieci.


 
Historia pałacu
Siedziba Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” -
Kompleks Pałacowo - Parkowy w Koszęcinie
Pierwsza wzmianka historyczna o Koszęcinie pochodzi z 1275 roku. Mówiono wtedy o osiedlu mieszkalnym okrążonym błotnymi stawami i bagnami porośniętymi wikliną, a wikliniarstwo stanowiło główne zajęcie mieszkańców tych terenów. Ich wyroby cieszyły się popularnością w całej ówczesnej Europie. Istnieją jednak wiarygodne przypuszczenia, że miejscowość Koszęcin znana już była znacznie wcześniej. Do czasów przedchrześcijańskich odsyła nas legenda wspominająca księcia Gosława Koszeńskiego i jego córkę Przesławę - znaną dziś z opowieści o Białej Damie.
Siedzibą właścicieli z Koszęcina był z początku drewniany zamek, który spłonął na początku XVII wieku, podpalony przez lisowczyków. Na przestrzeni wieków koszęciński pałac przechodził z rąk do rąk. W 1609 roku Andrzej Kochcicki rozpoczął budowę murowanej kaplicy i pałacu, którą zakończył Filip von Rauthen. Za czasów panowania na koszęcińskim zamku Mikołaja Filipa von Rauthen gościł tu Jan Sobieski wraz z dworem, a jego żona Marysieńka rezydowała w pałacu gdy Jan Sobieski udał się pod Wiedeń na wyprawę przeciw Turkom. U schyłku XVII wieku majątek przejęła rodzina Sobków. Po 1774 roku władała nim hrabina von Dyhern, by w 1798 pałac znów przejęła korona cesarska. Od wiosny 1805 do stycznia 1945 roku posiadłość była własnością książęcego rodu Hohenlohe - Ingelfingen. Ludwik Filip von Hohenlohe – Ingelfingen rozpoczął w 1829 roku przebudowę pałacu w stylu późnoklasycystycznym. W takim kształcie zachował się on do dziś. Z okresu tego ocalały malowidła ścienne i niektóre elementy wystrojów sal oraz epitafia nagrobne mieszczce się w Kaplicy Zamkowej. Ostatni właściciel pałacu Karol Gotfried, wyemigrował do Austrii, gdzie zmarł bezpotomnie.
Od 1953 roku pałac jest siedzibą Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny. Tutaj toczy się całe życie Zespołu, w pałacowych salach odbywają się zajęcia artystyczne, koncerty kameralne i imprezy okolicznościowe, w zabytkowych wnętrzach mieszczą się biura Instytucji.
 
Po zwiedzeniu pałacu udaliśmy się do drewnianego kościoła u wylotu miasta.

Legendy o powstaniu
Miejsce budowy dawnego kościoła zostało – jak przekazują stare zapisy kronikarskie – objawione córce miejscowego młynarza Wiktorii. Ksiądz Jeziorski, proboszcz Sadowa, tak opisuje w 1721 roku historię kościoła na podstawie starych kronik: ...Dla ludzi tam mieszkających jest to miejsce cudow¬nego objawienia. Białogłowa Wiktoria modląc się tam, oglądała koło dębu, gdzie dziś jest ołtarz główny, troje dzieci, które obja¬wiały się wiele razy. W czasie Wielkanocnym lud tam zgromadzo¬ny słyszał bicie dzwonów i widział z dala nadchodzące procesje z chorągwiami i śpiewami.... Wiązane jest to z legendarną księżniczką Przesławą – panującą wraz z ojcem księciem Gosławem na Koszęcinie w czasach pogańskich. Według tej legendy Przesława miała zostać ochrzczona przez misjonarzy z Czech w początkach wprowadzania chrześcijaństwa na ziemię śląską.
Inna opowieść ludowa mówi, że w pobliżu miejsca na którym wybudowano kościół Świętej Trójcy odkryto wcześniej źródło z uzdrowicielską wodą. Juliusz Ligoń wspomina o tym w jednej ze strof swego wiersza: "W kapliczce jest studzienka, w niej wodziczka święta, uzdrawiająca ludzi, także i bydlęta.
Legendy o powstaniu
Miejsce budowy dawnego kościoła zostało – jak przekazują stare zapisy kronikarskie – objawione córce miejscowego młynarza Wiktorii. Ksiądz Jeziorski, proboszcz Sadowa, tak opisuje w 1721 roku historię kościoła na podstawie starych kronik: ...Dla ludzi tam mieszkających jest to miejsce cudow¬nego objawienia. Białogłowa Wiktoria modląc się tam, oglądała koło dębu, gdzie dziś jest ołtarz główny, troje dzieci, które obja¬wiały się wiele razy. W czasie Wielkanocnym lud tam zgromadzo¬ny słyszał bicie dzwonów i widział z dala nadchodzące procesje z chorągwiami i śpiewami.... Wiązane jest to z legendarną księżniczką Przesławą – panującą wraz z ojcem księciem Gosławem na Koszęcinie w czasach pogańskich. Według tej legendy Przesława miała zostać ochrzczona przez misjonarzy z Czech w początkach wprowadzania chrześcijaństwa na ziemię śląską.
Inna opowieść ludowa mówi, że w pobliżu miejsca na którym wybudowano kościół Świętej Trójcy odkryto wcześniej źródło z uzdrowicielską wodą. Juliusz Ligoń wspomina o tym w jednej ze strof swego wiersza: "W kapliczce jest studzienka, w niej wodziczka święta, uzdrawiająca ludzi, także i bydlęta.
Kościół z 1724 roku rozbudowano w kierunku zachodnim.
Aktualny wystrój kościoła pochodzi z I połowy XVIII wieku, kiedy to postawiono – zachowane do dnia dzisiejszego ołtarze, przyozdabiając je starymi, pochodzącymi z wcześniejszego ołtarza tryptykowego figurami i obrazami. Świątynię remontowano wiele razy, poprawiając zarówno dachy jak i wnętrze.
Kościół Świętej Trójcy w Koszęcinie zbudowany jest z drewna, orientowany, konstrukcji zrębowej, na podmurowaniu z kamienia i cegły. Prezbiterium trójboczne, zakrystia o stropie belkowym, nad nią loża kolatorska otwarta do prezbiterium ze schodami na ze-wnątrz. Szersza nawa na rzucie wydłużonego prostokąta, przy niej od północy niewielka kwadratowa kruchta. Chór muzyczny wsparty na czterech ozdobnych słupach, na nim organy z 1886 roku. Wokół kościoła otwarte soboty pokryte dachem gontowym. Wszystkie dachy i zada¬szenia również o pokryciu gontowym – nad nawą i prezbiterium dach sio¬dłowy, nad przybudówką mieszczącą zakrystię znajduje się mała loża kolatorska, do której schody prowadzą od zewnętrznej, południowej strony kościoła. Nad przybudówką dach trójspadowy.
Dwie wieże: wyższa od zachodu – słupowa, o ścianach lekko pochyłych, szalowana deskami, niższa nad prezbiterium ośmioboczna przeznaczona na sygnaturkę. Drzwi wejściowe od zachodu w obramowaniu prostokątnym, drzwi boczne i drzwi do zakrystii zamknięte łukiem, klepkowe, zbite kutymi gwoździami.
Po opuszczeniu Koszęcina pojechaliśmy do Bruśka, by obejrzeć kolejny drewniany kościółek.
Kościół w Bruśku
Brusiek wspominany jest od XIV w., gdy wybudowano tu pierwszą hutę. Powiększająca się osada stała się z biegiem czasu ludną wsią. Na skraju miejscowości stoi drewniany kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Budowla pochodzi z 1593 r., kiedy to wzniesiona została na miejscu swej poprzedniczki. Nie wiadomo dokładnie, kiedy wybudowano tu pierwszy kościół, choć miało to miejsce zapewne w XV w. Obiekt ten prawdopodobnie padł ofiarą pożaru.
Dzieje kościoła
Istniejący dzisiaj kościół wzniesiono w 1593 r., na co wskazują aktualne badania dendrochronologiczne. W latach 1675-1758 pochowano pod prezbiterium 10 osób zasłużonych dla tego kościoła. Właściciele okolicznych dóbr byli tradycyjnie patronami świątyni, utrzymującymi zarówno ten, jak i inne obiekty sakralne. Bruśkowski kościółek stanowił świątynię filialną parafii w Sadowie, potem przyłączono go do parafii koszęcińskiej. W roku 1977 erygowano zaś parafię w Kaletach-Drutarni, do której obecnie należy także Brusiek.

Charakterystyka
Orientowany kościół pw. św. Jana Chrzciciela posiada konstrukcję zrębową. Wieża, o konstrukcji słupowej, znajduje się w zachodniej części świątyni. Nawa na planie zbliżonym do kwadratu, posiadająca przedsionek, łączy się z krótkim prezbiterium, zamkniętym ścianą prostą. Przy nim znajduje się mała zakrystia. Niewielki chór muzyczny z organami wsparty jest na dwóch drewnianych słupach. Dwuspadowe dachy pokryte są gontem. Nad nawą wznosi się sygnaturka z baniastą kopułką. Wieża nakryta jest dachem namiotowym.
Wnętrze kościoła
We wnętrzu znajduje ołtarz z obrazem św. Jana Chrzciciela, pochodzącym z połowy XVIII wieku. Wnętrze zdobi także, wykonana w r. 1693 przez Wawrzyńca Grochowskiego, polichromia patronowa (malowana od szablonów). Po roku 1945 w świątyni umieszczono dwie, XVI-wieczne rzeźby - Matki Bożej i św. Anny, które prawdopodobnie wyrzucono z rosyjskiego transportu, który wracał po wojnie ze zrabowanymi dziełami sztuki. Przy kościele znajduje się stary cmentarz z grobami, na których stoją krzyże odlane w dawnych, pobliskich hutach.

Po zwiedzaniu pojechaliśmy przez las do miejscowości Piłka na obiad do restauracji "U Celiny" – jedzenie dobre, ale obsługa z czasów PRL-u, jedna z pań tak warczała na gości jakby jej przeszkadzali, a ona pracowała tam za karę. Po konsumpcji pojechaliśmy dalej przez Sady i Jawornicę do Pawełek, gdzie po krótkim odpoczynku zebraliśmy sie przy ognisku, by się zintegrować,  upiec kiełbaski i pośpiewać. Piotr – "kaowiec z Cateny" jak zwykle przygotował dla nas kilka konkursów. Było układanie logo klubu na czas, nawlekanie makaronu na słomki i karciany wyścig. Na koniec zwycięzcy otrzymali pamiątkowe puchary, dyplomy i medale. My ze swej strony przygotowaliśmy mała niespodziankę – niezbędnik rowerzysty dla Piotra, w podziękowaniu za jego starania.  Zabawy i dyskusje przy ognisku trwały do późnych godzin nocnych w zależności od chęci i kondycji biesiadników i na nic się zdała interwencja pani z recepcji, która próbowała nas uciszać. Trasa w tym dniu wyniosła ok. 60 km.

10.06.2018 r. Niedziela

Wszystko co dobre szybko się kończy, tak jak i kolejny rajd w Pawełkach, rankiem po śniadaniu towarzystwo poczęło się zbierać do odjazdu, w różnych mniejszych i większych grupach. Pierwszy wyrwał Bercik już o siódmej rano, o 8-mej pojechał Józek, Grzegorz i Pan Tadeusz. Marek zostawał jeszcze do poniedziałku, a ja Marzena, Janusz i Czesiek pojechaliśmy szukać drogi do Opola przez Lubliniec i Krupski Młyn, a Sławek nas odprowadził całkiem spory kawałek by potem wrócić po auto.    Trochę w Lublińcu się zakręciliśmy, ale w końcu trafiliśmy na właściwą "ścieżkę zająca", która nas doprowadziła do skrętu na Krupski Młyn- zawsze prowadził nas Heniek z Bielska, ale go nie było i musieliśmy radzić sobie sami. Jak się okazało, nie jest z naszą pamięcią jeszcze tak źle i daliśmy radę. Obejrzeliśmy jeszcze po drodze dawną "fabrykę bąbek", gdzie Sławek zaliczył wywrotkę na piasku-  nie zdążyłam tego wyfocić bo za szybko sie pozbierał. Tradycyjnie pojechaliśmy się pohuśtać na wiszącym moście, a potem obserwowaliśmy kajakarzy wodujących się na Małej Panwi. Wygląda to malowniczo, ale nie wszystkim się podobało- pies chciał uciec z kajaka, a dziecko płakało w głos. Pomachaliśmy im z mostu i pojechaliśmy dalej, a Sławek zawrócił, by pokręcić się leśnymi drogami wracając przez Żędowice, Kośmidry, Lubliniec po auto do Pawełek. A my pojechaliśmy na Zawadzkie, skręciliśmy w las ul. Czarną koło zameczku Georinga/ gdzie nie pozwolili mi wstąpić/ dotarliśmy do Staniszcz, zbierając po drodze poziomki, które pachniały i smakowały wybornie. Czesiu "Pirat" znudzony naszym zbieractwem dostał przyspieszenia i pognał do domu samotnie. My zatrzymaliśmy się na przystani kajakowej – ja moczyłam nogi w wodzie, a Januszek zwilżał przełyk od środka swoim ulubionym napojem. Wymoczeni i nawilżeni pojechalismy dalej żółtym szlakiem i trafiliśmy na rajd festiwalowy w okolicach Dańca. Droga była zablokowana, więc pojechaliśmy dalej lasem odkrywając nową drogę do Dębia, dalej przez Dębską Kuźnię dotarliśmy do Chrząstowic na tradycyjne lody koło kościoła, a ja przetestowałam również te, które miała pobliska konkurencja. Z Chrząstowic pojechaliśmy nowymi asfalcikami do Suchego Boru, potem dalej lasem na Kolonię Gosławicką i Malinkę. Tu rozstaliśmy się z Januszkiem, bo postanowiłyśmy zobaczyć festiwalowe Opole. Ścieżką rowerową dotarłyśmy na pl. Wolności, gdzie odbywał się festyn Fundacji "Dom". Pooglądałyśmy stragany, występy taneczne i wokalne na scenie, zjadłyśmy ciasto i pojechałyśmy na rynek. Tam również była scena z ogromnym telebimem, ale największą atrakcją były "muzyczne rowery"- 8 osób musiało kręcić by uaktywnić kolejne instrumenty i posłuchać piosenek. Zaczęło się zciemniać, no i trzeba było wracać do domu, po drodze wstąpiliśmy po bagaże do Sławka. W tym dniu wykręciliśmy 100 km. A na całym rajdzie  ok. 226- jedni trochę mniej inni więcej – zależy w której grupie 

Ostatnio zmieniany środa, 27 czerwiec 2018 21:41


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Odwiedzający

Odwiedza nas 1014 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie