2021-10-03 Z Pawełków do domu rowerami i drezynami

W niedzielę rano wszyscy w mniejszym lub większym pośpiechu szykowali się do powrotu, do domu. Bercik wyruszył już o ósmej, Sławek po dziewiątej pojechał na Częstochowę, a my daliśmy się namówić Markowi na poznawanie nowej trasy - porzuciliśmy naszą ulubioną przez Krupski Młyn i Zawadzkie.

Pojechaliśmy najpierw, po drodze, zobaczyć pałac w Kochcicach, potem kościół w Lubecku i pałac w Dralinach - nowość dla wszystkich, bo nigdy tam jeszcze nie byliśmy. Pałac prywatny, owszem pięknie odremontowany, ale już w stylu modernistycznym. W Pawonkowie przejechaliśmy się kilka km, wzdłuż krajówki, nową ścieżka rowerową, aż do skrętu na Zawadzkie. A potem asfaltowa droga prościuteńko lasami zaprowadziła nas na rondo za Zawadzkiem, skręciliśmy na pałacyk Goeringa i przez mostek dotarliśmy na miejsce postojowe nad Małą Panwią. Wiatr dawał się we znaki, ale lasy nas chroniły, słońce mocno świeciło i Jacuś postanowił zażyć kąpieli w Małej Panwi. My z radością kibicowaliśmy i pstrykaliśmy zdjęcia, ale towarzyszyć mu nikt nie chciał. Po dłuższej przerwie udaliśmy się w dalszą podróż, a w Staniszczach Marek przypomniał nam, że na starym dworcu stacjonują drezyny i można się przejechać po torach. Tak też zrobiliśmy i zabawa była przednia, bo miejsc na ławeczce jest trzy, a na przedzie platformy zamocowane są dwa „rowery”. Drezyny są cztery, my zajęliśmy dwie, trzecią zajęła jakaś rodzinka, a w czwartej jechało pięciu chłopaków. Wszystkie ruszają kolejno w jednym kierunku, trasa bardzo malownicza, przejeżdża się pod dwoma starymi wiaduktami, po kilometrze jest zawrotka. Bardzo prosto podkłada się wehikuł na specjalnej rolce i nawet jedna osoba odwróci drezynę. I jedzie się w drugim kierunku jakieś 2,5 km, tak szybko jak potrafimy pedałować. Śmiechu przy tym było, co niemiara, panowie dzielnie kręcili, a ja woziłam się z tyłu robiąc im zdjęcia, gdy się ścigali. Gdy przesiedliśmy się na własne rowery, pojechaliśmy do Krasiejowa, by ugasić pragnienie ufundowanym przeze mnie piwem, a jak Jacuś załatwił zmianę muzyki z disco polo na Budkę Suflera to zjedliśmy jeszcze frytki ufundowane przez Marka. Gdy po godzinie opuściliśmy gościnną knajpeczkę to opuścił nas też Marek, bo skręcił prosto na Ozimek, a my na Krzyżową Dolinę, bo woleliśmy chronić się w lasach przed wiatrem i jechaliśmy dalej żółtym szlakiem. Po drodze pożegnaliśmy „Pirata”, który skręcił na Dębską Kuźnię, bo mu bliżej do domu było w Chrząstowicach. My zatrzymaliśmy się na chwilę przy madejowej kamionce w Falmirowicach, a potem przez Suchy Bór dojechaliśmy do Opola. Pożegnaliśmy się na Kolonii Gosławickiej, skąd każdy pojechał w swoją stronę.


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/item.php on line 147

Odwiedzający

Odwiedza nas 881 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie