Na zbiórce listę obecności podpisali i w trasę ruszyli: - Bruno, Kazimierz-Mikołaj, Ewa, Ela, Czesław, Czesław, Janusz, Marek (nowy) i ja, czyli Jacek. Odprawiający stawili się w dwuosobowym składzie: - Sławek i Grzegorz.
Padły dwie propozycje trasy i po negocjacjach wybrano wariant, by "o 14:00 być na kiermaszu przedświątecznym w Łubnianach". Aby ten warunek spełnić wybraliśmy kierunek Murów, Zagwiździe.
Wraz z wybiciem kwadransa po dziewiątej ruszyliśmy. Trasa wiodła ulicą Katowicką w kierunku Luboszyckiej do Krzanowa i na prośbę Bruna conieco zboczyliśmy z obranego kierunku, by na chwilę zatrzymać się przy odbudowanym po pożarze drewnianym kościółku w Czarnowąsach.
Z Czarnowąsów obraliśmy kierunek na Świerkle. Na terenie kompleksu sportowego w tej miejscowości zatrzymaliśmy się na krótki 'popas' w celu uzupełnienia zapasów energii, tudzież zaspokojenie innych potrzeb, między innymi potrzeby pogadania. Mikołaj z pewnością uznał, że byliśmy wszyscy grzeczni, bo obdarował nas słodkimi krówkami.
Naładowani energią, pełni werwy ruszyliśmy przez Brynicę, Grabczok do Murowa. Tu zatrzymaliśmy się na krótką konsultację by obrać kierunek dalszej jazdy. Zdecydowano by jechać do Zagwiździa. Tam Ewa miała udać się do Łubnian, a pozostali przez Bierdzany, Turawę powrócić do Opola. Wraz z naszym przybyciem, do Zagwiździa dotarł też delikatnie mżący deszczyk, więc nie ryzykując dłuższej trasy wszyscy udaliśmy się z Ewą drogą przez las w kierunku Łubnian.
W drodze deszcz zmienił zdanie i zaprzestał swojej kreciej roboty, a będąc w pobliżu Studzionki nie omieszkaliśmy tam zajrzeć. Studzionka to kapliczka postawiona w uroczym miejscu, w lesie nieopodal Dąbrówki Łubniańskiej. Stąd już tylko mały kroczek do Łubnian, gdzie odbywał się kiermasz przedświąteczny połączony z Mikołajkami, oraz z występami dzieci z przedszkola. Chętni zaopatrzyli się miodek, głodni zaspokoili głód, spragnieni - popili.
Tu grupa podzieliła się - Bruno, Kazimierz i Marek udali się w kierunku Opola, Ewa została, a pozostali przez Osowiec, Trzęsinę, Turawę, Niwki, Chrząstowice, też w końcu do Opola dojechali, zatrzymując się na krótka chwilę w Osowcu przy grobie Joachima Halupczoka.
Przejechaliśmy w sumie ponad 70 km. Pogoda tym razem uraczyła nas i słońcem i deszczem, który z ponękał nas krótkimi napadami. Wiatr i tym razem nie dokuczył, za co byliśmy mu wdzięczni.
Do Opola dotarliśmy po 16 wraz z zapadającym zmrokiem i siąpiącym deszczem, który nie zdołał nam popsuć humoru i dobrego samopoczucia. Kilka chwil z tej eskapady zdołałem uwiecznić na fotkach, które z pewnością zilustrują tę relację.
To teraz tyle. Do spotkania w kolejną niedzielę.
--
Jacek