Ktoś, kiedyś napisał “Wichrowe wzgórza”, a ja odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy wciąż tylko wieje i wieje, nawet u nas na nizinach. A jak wiadomo, wtedy jazda rowerem w otwartym polu jest mało przyjemna, więc trzeba chować się po lasach. Nie inaczej było ostatniej niedzieli. Pomysły, co do trasy, były różne, ale w końcu zwyciężyła opcja – Turawa, bo do tych lasów mamy najbliżej, a i jezioro o każdej porze roku oglądać lubimy.

Niedzielny poranek powitał nas słoneczkiem, ale za ciepło to wcale nie było, wiał dość silny wiatr, który skłonił nas do jazdy po okolicznych lasach. Ale zanim tam wyruszyliśmy Sławomir zgłosił wniosek formalny by odwiedzić naszego nestora, czyli Pana Tadeusza, który rok temu hucznie obchodził swoje 80-te urodziny, a my razem z nim. Teraz niestety z powodu pandemii na niedzielne wycieczki nie jeździ i trochę się za nim stęskniliśmy, to pojechaliśmy pod jego dom, by się przywitać i o zdrówko zapytać.

Jest coraz zimniej, wyjeżdżamy o 10- tej, a dni są coraz krótsze tak jak i nasze niedzielne wycieczki. Co nie znaczy wcale, że są mniej ciekawe. Zawsze jest wesoło, bo jak wiadomo, nie ważne gdzie, ale, z kim się jedzie, a nasza ekipa, choć nieliczna to nadal jest zgrana i śliczna. Kazimierz zaproponował by się pokręcić w okolicy wielkich kominów elektrowni – matki, Januszkowej żywicielki, by za nią za bardzo nie tęsknił na zasłużonej emeryturze.

Nadeszło mikołajkowe ocieplenie, a my spodziewając się grudniowych mrozów nieopatrznie ustaliliśmy, że od grudnia jeździmy na dziesiątą. Większość była zadowolona, bo nie każdemu chce się zrywać skoro świt, ale byli tacy, którym rower się z piwnicy wyrywał i cierpieli bardzo. A najbardziej nasz prezes Kazimierz, który od rana wystroił się w czapkę mikołajkową, kupił worek cukierków i nie mógł się doczekać by je rozdawać.

W sobotę pojeździłam sobie z Helenką po lasach czarnymi i zielonymi szlakami, więc postanowiłam je pokazać innym rajdersom w niedzielę. Ruszyliśmy z placu Mickiewicza ul. Ozimską ścieżkami rowerowymi przez kolonię Gosławicką. Ścieżka nam się trochę urywała, bo jest częściowo w budowie, aleją Narciarzy dotarliśmy do lasu, potem drogą przy torach do Suchego Boru. Pierwsza przerwa śniadaniowa dla tych, co w domu nie zdążyli była przy madejowej kamionce.

Połowa listopada, słońce pięknie świeci, więc Grzesiu pojawił się na placu by wysłać naszą piąteczkę w las. Ale nie spodziewaliśmy się, jakie niespodzianki tam na nas czekają. Ale o tem … potem. Pojechaliśmy przez wyspę Bolko, Wójtową Wieś, w Chmielowicach skręciliśmy w prawo za Domem Dziecka i wylądowaliśmy w Żerkowicach na ścieżce rowerowej.

Trafiliśmy do Łącznika na ciastka. A było to tak … niedziela, ciepło, covid dalej szaleje, ale że usiedzieć w domu ciężko, a jednocześnie być w zgodzie z przepisami - jeździmy zamaskowani, małymi grupkami i to najczęściej lasami. Tym razem wybraliśmy się do Chrzelic drogą leśną nr 1. Ruszyliśmy przez wyspę Bolko, po drodze w Wójtowej Wsi zadzwoniliśmy dzwonkami pod Jacusiowym oknem i wyszedł do nas na chwilkę by pogadać, bo go dawno nie widzieliśmy – oczywiście zachowując dystans społeczny.

Pierwsza listopadowa niedziela i choć data trochę smutna, a na dodatek covid szaleje i są ograniczenia, co do spotkań towarzyskich - to w domu usiedzieć trudno, bo w końcu zaświeciło słońce po wielu deszczowych dniach. Przez ostatnie dwie niedziele zajęci zbieraniem grzybów zapomnieliśmy o jesiennej wyprawie na Boże Oko, a przecież to najpiękniejsze miejsce w trochę dalszej okolicy, które cyklicznie o tej porze roku odwiedzamy.

Nadszedł wreszcie pierwszy od tygodnia dzień bez deszczu, trochę pochmurny, ale suchy, więc zebraliśmy się w dziewiątkę o dziewiątej na naszym placu i postanowiliśmy jechać na początek do Szydłowa. Ruszyliśmy przez wyspę Bolko, oglądając po drodze wezbrane wody Odry, a potem kanału Ulgi. W Wójtowej Wsi pożegnali nas Wojtek z Teresą, ponieważ mieli inne plany, co do dalszego sposobu spędzenia niedzieli. My pojechaliśmy dalej przez Chmielowice i Dziekaństwo - do Komprachcic, a po drodze oglądaliśmy jak lokalne strumyki zamieniły się w rwące rzeki.

Wczoraj powitaliśmy jesień na deszczowym ognisku i ustaliliśmy, że trzeba sprawdzić czy coś już wyrosło na naszej „kaniowej łące” w okolicy Okołów. Niedziela zapowiadała się słonecznie, więc można było wyruszyć na dłuższą wycieczkę do Pokoju, a całkiem sporo chętnych na te kanie było. Pojawili się nawet dawno niewidziani – Adam i Krysia – chyba wyczuli te grzyby z daleka.


Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /home/jacekar2/domains/rajder.opole.pl/public_html/templates/jsn_epic_pro/html/com_k2/templates/default/category.php on line 242
Strona 9 z 25

Odwiedzający

Odwiedza nas 1020 gości oraz 0 użytkowników.

Początek strony

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Aby dowiedzieć się więcej zapoznaj się z naszą polityką prywatności.

Zgadzam się na używanie plików cookies na tej stronie