Święta, święta i po świętach. Sylwester też minął, przyszła pora by powitać Nowy Rok, a jak? Najlepiej, tak jak kto lubi, rajdersi oczywiście na rowerach i zgodnie z wieloletnią tradycją naszego klubu – ogniskiem. Pogoda sprzyjająca ok. 6 stopni i pochmurno, więc na zbiórce o 11.30 stawiło się sporo osób, a reszta dojeżdżała po drodze. Po zrobieniu kilku zdjęć wywiązała się dyskusja, którą drogę wybrać? Zdania jak zwykle były podzielone i na skutek pewnych niedomówień na końcu ul. Katowickiej jedni pojechali w prawo inni w lewo, ale w sumie i tak spotkaliśmy się na umówionym miejscu. Pierwszym punktem wycieczki było kąpielisko na kamionce "Bolko", gdzie obejrzeliśmy świętujących Nowy Rok "opolskich morsów"
Mikołajowy dzień wypadł w środku tygodnia, więc świętowanie musieliśmy przenieść na niedzielę. Już na czwartkowym zebraniu ustaliliśmy,że pojedziemy do Szczedrzyka, gdzie w ogródku jednego z domków zadomowiły się Mikołaje, bałwanki,renifery i inne świąteczne ozdobniki. Na zbiórce stawiło się kilka osób, a Jacuś jak zwykle spóźniony gonił nas w przebraniu Mikołaja.
Pogoda ostatnimi czasy nie zachęca do wycieczek rowerowych, mimo to na zbiórce stawiło się 7 rajdersów, w tym nowa koleżanka- też Ewa. Ucieszyłam się, ponieważ kobiet w naszym gronie jest niewiele i przydało by mi się jakieś wsparcie, bo odkąd zrobiło się zimno żadna się jakoś do jazdy nie kwapi.
Jak zawsze zdania były podzielone i okazało się, że wszyscy chcieli być bardzo koleżeńscy i empatyczni w stosunku do strony przeciwnej iiii wyszło zabawnie bo ci co chcieli jechać o 9-tej, przyjechali na 10-tą, a zwolennicy 10-tej na 9-tą. I obie grupy były zdziwione, że są tak mało liczne-Jesień nas w tym roku nie rozpieszcza, więcej deszczu niż słoneczka, toteż zaczęliśmy się ostatnimi czasy zastanawiać się czy też nie przejść na czas zimowy i wyruszać w trasę a wyjaśniło się to dopiero na dzisiejszym zebraniu czwartkowym.
Przy ognisku poprzedniego dnia toczyły się spory o godzinę niedzielnej zbiórki. Zwolennicy dłuższego spania chcieli na 10-tą, a ranne ptaszki na 9-tą – bo szkoda dniaaaa. W końcu przegłosowali 9-tą i przyjechało nas z 10- ciu, co nie znaczy wcale, że tylu pojechało. Prezes tylko zrobił listę, Czesiek P. na kolarce pognał na swoją ulubioną Górkę, a Sławek, któremu najbardziej szkoda było dnia, dojechał tylko do "Madejowej kamionki" w Falmierowicach i też zawrócił, nawet nie chciał oglądać wyścigów crosowych Jacka i Kazia w koło jeziorek.
W tym roku nie organizowaliśmy tradycyjnego rajdu, ale Sławek drogą meilową skrzyknął towarzystwo i całkiem sporo nas się zebrało, bo aż 21 osób. Miejsce zbiórki – jak zwykle na placu Mickiewicza, a wszyscy byli pięknie oflagowani. Pojechaliśmy najpierw na plac Wolności by zapalić lampkę, ale stał już tam żołnierz na warcie i jak przyszło co do czego to tylko zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcia przy mównicy i pojechaliśmy dalej.
W ten weekend zawitała do nas wreszcie "Złota Polska Jesień", więc postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda w rezerwacie w pobliżu góry św. Anny. Na zbiórce stawiło się dziesięciu rajdersów i chociaż 13-ty był w piątek i żadnego czarnego kota nie spotkalismy to pech tej niedzieli jakby się w naszej grupie skumulował. Pierwszy odjechał na kolarce Czesiek P. ale z własnej i nie przymuszonej woli, zgodnie ze swoim zwyczajem pognał asfaltem na Anaberg, by się z nami na krótko znowu spotkać w Czarnocinie.
W niedzielny poranek słonko pięknie świeciło, ale nie było za gorąco, więc na zbiórce zjawiło się z dziesięć osób, chętnych do jazdy. Wybór padł na Olesno, bo dawno tam nie byliśmy. Nikt prowadzić nie chciał, więc ja wyboru nie miałam, bo trase znam i musiałam jechać pierwsza. Nie jest to zbyt lubiana funkcja, bo pierwszemu zawsze sie obrywa. A to jedzie za szybko, a to za wolno, albo gubi "owieczki" i się reszta śmieje, że słaby "pasterz".
Na tą wyprawę szykowaliśmy się już dużo wcześniej i zbiegła się z wyjazdem integracyjnym rajdersów do Łącznika. Bardzo nam to pasowało bo odpadał problem szukania noclegów w okolicy Nysy, co nie jest łatwe - gdyż impreza przyciąga tysiące ludzi. W trasę wyruszyły więc dwie grupy, co chcieli się integrować w Łączniku i zwiedzać przygraniczne czeskie tereny wyruszyli już w piątek, a my czyli Jacuś, Grażyna, Czesiek"Pirat", Pan Tadeusz i jego syn, no iii ja oczywiście umówiliśmy się na południe w sobotę u Jacka. I jak zwykle kto był spóźniony- wiadomo Jacuś, który przed wyjazdem wszystkiego szukał i nie mógł znaleźć.
Odwiedza nas 177 gości oraz 0 użytkowników.