Spis treści
- 2016-07-02:15 Letnia wyprawa doliną Dunaju
- 2 dzień 3.07.2016 niedziela
- 3 dzień 4.07.2016 poniedziałek
- 4 dzień 5.07.2016 wtorek
- 5 dzień 6.07.2016 środa
- 6 dzień 7.07.2016 czwartek
- 7 dzień 8.07.2016 piątek
- 8 dzień 9.07.2016 r. Sobota
- 9 dzień 10.07.2016 niedziela
- 10 dzień 11.07.2016 poniedziałek
- 11 dzień 12.07.2016 wtorek
- 12 dzień 13.07.2016 środa
- 13 dzień 14.07.2016 czwartek
- Wszystkie strony
Całą noc myślałam czy Sławek przyjedzie po nas czy nie,/ z przerwami na sen oczywiście/ i miałam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo nie miałam ochoty pchać się pod górkę, na dodatek w deszczu. Sławek chyba wyczuł moje obawy/wie jak nie lubię deszczu/ a od rana padało i to dość mocno. Zadzwonił już o 5.30 iii poprosił Kazia, bo miał kłopoty z samochodem. Paliła się jakaś kontrolka i miał problem z odpaleniem silnika. Znów mnie blady strach obleciał, że będzie trzeba wracać pociągiem, rozkręcać rowery, jeśli to coś poważnego. Na szczęście okazało się, że nie, Kazimierz udzielił mu instrukcji, co ma zrobić i Sławek nas znalazł, nie bez pomocy Kazia, który wyjechał mu na spotkanie mimo ulewnego deszczu i gdzieś tam na pych odpalali. Ja zapytałam Frau, czy mogą wjechać na podwórko byśmy mogli załadować rowery i bagaże. Nie było problemu, a podwórko było z górki, więc potem było łatywiej zapalić. Zjedliśmy śniadanie, Sławek też się załapał, /Januszek zrobił leczo/ jak również na poranną kawę i kąpiel. Szybko wrzuciliśmy bagaże do auta, rowery na dach i czule żegnani przez Frau Magalenę/ dała nam cały plik wizytówek dla znajomych/ ruszyliśmy w drogę nie gasząc silnika na żadnym postoju, ani podczas przerw fizjologicznych, ani przy tankowaniu. Mnie zostało trochę forintów, koron czeskich, ale nie miałam ich już gdzie wydać, bo nigdzie na dłużej się nie zatrzymywaliśmy, strach było auto wyłączyć, bo nie wiadomo czy odpali. Powrotna droga prowadziła najpierw przez Węgry na Szentendre, potem Visehrad, Esztergom i przez most przejechaliśmy na Słowację. Zachwyciły nas słowackie autostrady, budowane z rozmachem między górami, wiadukty , ślimaki, zjazdy i rozjazdy, dobrze oznakowane/ doceniliśmy to jak wjechalismy na polskie drogi/, więc bez problemu dotarliśmy do Czech, potem przez Cieszyn dostaliśmy się na naszą stronę. I tu się zaczęło, od razu korki, drogi tak fatalnie oznakowanie, że trudno się połapać jak z tego Ślaska na właściwą autostradę trafić. Kręciliśmy się tam w kółko, staliśmy w kilometrowym korku , a nasze nawigacje też oszalały, ani Kaziowe - Google map, ani mój Janosik na nic sie tam nie przydał. Pojechaliśmy na wyczucie i się udało, miejscami deszcz lał jak z cebra i drogi nie było widać, Kazik ze Sławkiem zmieniali się za kierownicą i jakież było moje szęście gdy zobaczyłam w końcu Opole. Bardzo lubię podróże małe i duże i zawsze cieszę się dwa razy- jak wyjeżdżam, ale jeszcze bardziej jak wracam. Podsumowując – wyprawa rowerowa doliną Dunaju była bardzo udana, pogoda nam dopisała, nie mieliśmy kłopotów ze znalezieniem noclegów, choć nic nie rezerwowaliśmy wcześniej/ poza tym Kaziowym romantycznym polem namiotowym w Czechach/. W cudnych miejscach byliśmy, spaliśmy i cuda zobaczyliśmy/zarówno przyrody jak i architektury/. Nie mieliśmy żadnych problemów ze sprzętem, nikt nawet gumy nie złapał. Humory dopisywały nam cały czas, nie zdażyliśmy się nawet pokłócić- ekipa nieliczna ale zgrana i śliczna/ co można zobaczyć na fotkach/. W sumie zrobiliśmy prawie 1000 km rowerami i tyleż samo autem, a zajęło nam to 13 dni.