Spis treści
- 2016-07-02:15 Letnia wyprawa doliną Dunaju
- 2 dzień 3.07.2016 niedziela
- 3 dzień 4.07.2016 poniedziałek
- 4 dzień 5.07.2016 wtorek
- 5 dzień 6.07.2016 środa
- 6 dzień 7.07.2016 czwartek
- 7 dzień 8.07.2016 piątek
- 8 dzień 9.07.2016 r. Sobota
- 9 dzień 10.07.2016 niedziela
- 10 dzień 11.07.2016 poniedziałek
- 11 dzień 12.07.2016 wtorek
- 12 dzień 13.07.2016 środa
- 13 dzień 14.07.2016 czwartek
- Wszystkie strony
Rano Bożenka wychodziła do pracy już po 6-tej nam się, aż tak nie spieszyło, spokojnie i w normalnych warunkach zjedliśmy śniadanie i około 8-mej wyruszyliśmy w trasę, a klucz od mieszkania wrzuciliśmy jej do skrzynki. Bez problemu znaleźliśmy naszą ścieżkę rowerową wzdłuż kanału i Donauinsel, zrobliliśmy parę zdjeć i w momencie jak zastanawialiśmy gdzie jechać dalej, przygodnie spotkany rowerzysta nam wytłumaczył, oczywiście po niemiecku. Cała ta podróż wciąż dostarczała mi okazji by doskonalić znajomość języka Goethego. Mineliśmy po drodze Orth a.d.Donau, potem Heidenburg- ostatnia miejscowość po austryjackiej stronie. Pokręciliśmy się trochę po starym mieście, potem małe zakupy w supermarkecie, Kaziu wybral takie lody, że po chwili już musiałam gnać kłusem w poszukiwniu toalety/ a chłopaki nieee, więc mieli powód by sobie ze mnie troche pożartować/. Po chwili mogliśmy ruszać dalej krętą ścieżką do Bratysaławy. Przekroczyliśmy następną granicę, tym razem Słowacji, którą Janusz dokładnie obfotografował, a przy okazji mieszkających w kontenerowcach emigrantów/ widzieliśmy już ich wcześniej przed Wiedniem też/. Do Bratysławy dostaliśmy się przez długi most nad Dunajem – wprost na stare miasto. Bratysława jest ogromnym i pięknym miastem, ale nie mieliśmy czasu ani ochoty by w tym upale je dokładnie zwiedzać. Obejrzeliśmy rynek, fontanę, teatr, filharmonię, pałac prezydencki, poszwendaliśmy się wąziutkimi uliczkami, porobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy z powrotem przez most na ścieżkę rowerową, w poszukiwaniu noclegu. I tu miłe zaskoczenie, wyjeżdżając z miasta trafiliśmy na piękną ścieżkę rowerową
/ prawdopodobnie wcześniej była to normalna samochodówka/, a wałem nieco wyżej bliżej Dunaju biegła nowa asfaltówka dla biegaczy i rolkarzy. I masa ludzi uprawiała tam różne sporty, ruch był jak na Marszałkowskiej. Było po drodze też małe jeziorko, ale nie mieliśmy czasu się zatrzymywać bo trzeba było szukać noclegu i marketu, a droga była z dala od cywilizacji. Wkrótce znaleźliśmy drogowskaz na miejscowość Rusovice oddaloną zaledwie od tego miejsca o 2 km. Zrobiliśmy zakupy, obejrzeliśmy ruiny pałacu i zaczeliśmy przepytywać się o nocleg. Nie było nigdzie miejsc i gdy już zrezygnowani mieliśmy jechać dalej trafił nam się zielony pensjonat. Chłopaki poszli sie pytać, a pani powitała ich warknięciem – co tu szukają, czemu drzwi nie zamykają. Jak się dowiedziała,że na jedna noc to stwierdziła, że to kłopot, ale w końcu łaskawie się zgodziła. Pokazała nam pokój, ja niechcący zapytałam czy w poduszkach jest pierze/bo jestem uczulona/ to wrzasneła na mnie – co nieświeże? Gdy prosiłam by zbrała te poduchy to nawarczała znów, że gdzie ma je dać! / do szafy poprosiłam/ gdy chciałam sobie ubrać pościel wyrwała mi z ręki z krzykiem, że ona sama! Była to najbardziej niemiła gospodyni na całej naszej wyprawie. Kosztowała nas ta przyjemność 20 euro od osoby i do końca podróży wspominaliśmy to "miłe powitanie". Było jeszcze dość wcześnie więc zrzuciliśmy tobołki i na pustych rowerach wróciliśmy nad jeziorko, by ze zdumieniem zauważyć, że trafiliśmy do zakątka naturystów/ ale tekstylni też na szczescie tam byli. Wynikało to zapewne ze względów praktycznych, bo jeziorko było przy trasie rowerowej, a jak wiadomo pod rowerówki majtek sie raczej nie zakłada/a z mokrym pampersem raczej się nie jeździ/. Głównie panowie eksponowali tam nad brzegiem swoje wdzięki, zrzucali spodenki, czasem przenosili rowery przez płytką wodę by przedostać się na wyspę i bez ograniczeń zażywać kąpieli słonecznych. My oczywiście mieliśmy stroje więc, po kąpieli przebraliśmy się i wróciliśmy na miejsce noclegowe, starając się nie wchodzić w drogę naszej "przemiłej" gospodyni. W tym dniu zrobiliśmy około 97 km.
2016-07_Dunaj_dzień6