Panowie Sławek i Janusz zjawili się na zbiórce "na zwierza" ...... Odjechaliśmy w kierunku Bolko pod wiatr w sile: Marek, Tadek, Jurek, Czesiu, Kaziu, poziomkowy Herbert i ja Ela. Najpierw Wyspa Bolko (to pierwotnie miało być miejsce docelowe tej wycieczki, bo pogoda była wątpliwa), zaczęło kropić, nie na długo na szczęście i miotało nami jak łajbą na sztormowym morzu. Lecz dla dzielnych członków Klubu Rajder przeszkody nie istnieją. Na jazie Bolko okazało się, że nie jest tak źle z tym wiatrem i da się jechać. a więc pojechaliśmy przez Chmielowice, Komprachcice, Ochodze i nareszcie pachnący igliwiem, żywicą "szydłowski" las. Wysokie iglaki gięły się i trzeszczały złowrogo. Popasaliśmy na leśnej ostoi za autostradą – tu był czas porozmawiać na tematy klubowe, rowerowe i inne. I dalej w drogę. Tu nie wiało zbyt ostro, a i szosa równiutka, więc pognaliśmy żwawo do Szydłowa. Chwilami rozpogadzało się nieco, za horyzontem, tam gdzie Góry Opawskie i Jeseniki, niebo rozsłonecznione i im dalej tym było pogodniej. Marek żartował, że trzeba jechać do Łącznika i dalej w tamte strony. W Skarbiszowicach skręt w prawo, mała górka i panorama z tyłu na Tułowice, dalej dwa Grodźce i prawie cały czas walka z bocznym wiatrem na otwartym polu (do Ochodz było ostro pod wiatr). I tu instrukcja pomocna przy wichurze: pchaj się za plecy Kazia. Lepszych w Klubie nie ma :). Powrót do Opola przez Sosnówkę, Prądy, Chróścinę, Żerkowice, Chmielowice i zasłużona nagroda: od Niemodlina jazda z wiatrem, rowery jechały same! Zasuwaliśmy jak kubice 25 – 30 km na godzinę. Nawet w Prądach, pod górkę, jechało się lekko. W Prądach przy kościele był krótki postój na kawę (niektórzy mieli też herbatę). Na Wyspie Bolko rozproszyliśmy się, Jurek z Elą przerobili jeszcze ścieżkę zdrowia, zwisy, brzuszki ... Na trasie odrzańskiej odbywały się zawody, krocie biegaczy w pełnym słońcu (!) Przejechaliśmy 55-70 km (zależy gdzie, kto mieszka). Czyli "sanatorium", jak mówi Marek (jak się porówna wyprawę na Syberię rowerzystów z Lublińca - Kokotka). Nie było zimno, bo jechaliśmy względnie szybko, chociaż temperatura na całej trasie nie przekraczała ok. 5-6 stopni, ale na wietrze było wrażenie, że jest chłodniej. Na razie styczeń nam dopisuje i za tydzień w niedzielę znowu jedziemy – jak drogi śnieg nie zasypie.