Tej niedzieli zrobiło się trochę cieplej, wiec postanowiłam sprawdzić ilu rajdersów stawi się na zbiórce. Ostatnio nie jeździłam bo zimna nie lubię, a ci co jeździli to raczej "niepiśmienni", do robienia zdjęć też ich nie miał kto pogonić, więc nie było co czytać, ani oglądać na naszej stronie internetowej. Jacuś coś tam wprawdzie naskrobał, łacząc 3 niedzielne wyjazdy w jednej relacji, ale nasi sympatycy gotowi pomyśleć, że wszyscy zimy się boimy i rowery wieszamy na kołku. Ale nie było tak źle jak na ten zimowy poranek stawiło się 6 chłopa i całe stado gołębi, które też się chciały z nami zabrać na wycieczkę.
Szczególnie upodobały sobie rower Romka, ale gdy chciałam zrobić im zdjęcie to odlatywały. No i okazało się, że gołębie nie lubią telefonów, albo zespołu Metalika, bo jak go usłyszały to wszystkie gromadnie odleciały. A my po krótkiej naradzie postanowiliśmy sprawdzić co słychać na jeziorach - turawskich oczywiście. Ruszyliśmy ścieżką rowerową przez Lędziny zgarniając po drodze Cześka Pirata. W Niwkach zrobiliśmy sobie krótką przerwę śniadaniową koło Halupczoka, a potem pojechaliśmy na średnie jezioro. Tam koło przystani Sławek zauważył tlące się nad brzegiem w kamiennym kręgu ognisko. Postanowiliśmy się nad nim zatrzymać chwilę, chłopaki naściągali gałęzi robiąc niezłą zadymę i trudno się było do zdjęcia ustawić bo wiatr tym dymemjak chciał tak kręcił. Jacusiowi to wcale nie przeszkadzało i całkiem niezłe fotki mu zrobiłam. Z jeziora średniego pojechaliśmy dalej wałem jeziora dużego w stronę elektrowni wodnej. Po drodze "Pirat" popisywał się jazdą na poziomce po krawędzi wału, potem po stromym zboczu, Sławek fotografował, a my podziwialiśmy zastanawiając się czy mu się uda wrócić na ścieżkę, czy też wykąpie się razem z rowerem w jeziorze. No niestety, a może na szczęście okazał się niezłym cyrkowcem i dał radę – zamiast w szuwarach wylądował na koronie wału. Po chwili znaleźliśmy zjazd w dół, bo nie mieliśmy tym razem ochoty sprowadzać rowerów po schodach i po chwili dojechaliśmy do zabytkowych domków o budowie szachulcowej należących do stacji wodociągów. Sławek pokazał nam wyjazd boczną dróżką i znaleźliśmy się na głównej drodze do Turawy. Zrobiło się trochę zimno i późno więc przyspieszyliśmy z Jacusiem bo byliśmy umówieni na 15-tą na basen. Po drodze grupa się rozjechała , każdy wracał do domu tak jak mu pasowało. Wcześniej już zgubił się Pirat z Romkiem, Jacek z Cześkiem Paździochem pojechali na Luboszyce, za nimi nieco wolniej jechali Sławek z Maciejem. Ja początkowo chciałam jechać główną drogą, ale że nie lubię przepychać się wśród samochodów to skręciłam w pola i lasy. Nooo i nie wiem co było gorsze – spaliny czy błoto, bo ślizgałam się okrutnie zastanawiając się czy Jacuś żałuje, że to go ominęło, bo jak wszyscy wiedzą – to są jego, a nie moje ulubione klimaty. Pocieszeniem była cisza i ptaszki, które umilały mi czas podczas tych błotnych kąpieli, a że skrót było dość spory to po 13-tej byłam w domu – trochę brudna ale szczęśliwa, że udało mi się pokonać swoje zimowe lenistwo kanapowe. I choć trasa długa nie była bo tylko jakieś 45 km to spedziłam czas w sympatycznym towarzystwie i miłych okolicznościach przyrody.
: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in